piątek, 31 grudnia 2021

ZBUDUJĘ SOBIE SZCZĘŚCIE OD POCZĄTKU, czyli o noworocznych życzeniach

 


Zdrowia i spokoju

Zdrowia

Spokoju

Spokoju

Zdrowia

I żeby gorzej nie było

I żeby nie bolało

I żeby już nikt nie umarł......

System rozbija: „żeby każdy dzień przybliżał Cię do Oli i do Tomka”

A ja tak nie chcę!

Nie ma we mnie zgody, na pogrzebanie się żywcem.

Dwa lata, uczyłam się budować swój codzienny spokój i całkiem nieźle mi idzie.

Jestem człowiekiem i kobietą, która chce żyć i na dodatek, tak po ludzku, zwyczajnie chce być szczęśliwa.

Chcę się jeszcze cieszyć, chcę mieć prawo do swojej kolorowej sylwestrowej sukienki i zabawy do rana.

Chcę doświadczać, zwiedzać, poznawać.

Chcę nauczyć się siebie. Całe życie poświęcone dbaniu o rodzinę, prowadzi do tego, że wyrwana ze snu, w środku nocy, będę pamiętała jakie jajka na śniadanie lubi Ola a nie mam pojęcia, w jakiej postaci ja, lubię je najbardziej ( przecież nie będę dla siebie osobno przygotowywała, zjem to samo)

Ja chcę wiedzieć, chcę dotknąć i poczuć piękno i dobro i radość inną niż macierzyństwo.

Może trudno w to uwierzyć, ale od czasów tej kobiety na zdjęciu, minęły niecałe trzy lata.

To ciągle jestem ja. Chcę znowu poczuć się, jak wtedy. Chcę usiąść przy tej fontannie i cieszyć się słońcem. 

Chcę wyjechać, spróbować, zbudować i uśmiechać się do siebie, kładąc się spać.

Nie chcę do końca życia być sama i nie chcę tylko czekać, na swój koniec z nadzieją, że być może po śmierci coś...

A jeżeli tam niczego nie ma?

Ja mam nadzieję, że jest, ale tym bardziej, chcę tam pójść z uśmiechem i poczuciem spełnienia.

Codziennie dostaję 24 nowe godziny do przeżycia, nie do przetrwania.

Pamiętam życzenia, które składał mi Tomek. On zawsze mówił: „ Żyj przez wszystkie dni swojego życia” i ja mogę to zrobić, jeżeli tylko zechcę.

Każdy może. To czy oddamy wszystko Hydrze, zależy przede wszystkim, od naszego wyboru. Najpierw trzeba podjąć decyzję o tym, czy odwrócimy się jeszcze do siebie, czy może resztę życia spędzimy układając znicze na grobie. Od podjęcia tej decyzji, zależy wszystko co jest dalej, bo sposób na zbudowanie świata na nowo, znajdzie się zawsze.

Wiadomo, że śmierć znowu przyjdzie po swoje, być może tym razem po mnie, ale ja nie chcę ani na nią czekać, ani wychodzić jej naprzeciw. Skoro tu jestem, to znaczy że moje życie jeszcze się nie przeżyło i ja tego nie zmarnuję.

Dlatego życzę wam dzisiaj z całego serca, najmniejszego nawet uśmiechu, drobnych radości, odwagi do życia i podjęcia dobrej decyzji.

„Co i jak dalej?...” zależy od nas.

Zapraszam do rozmowy na  fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161




niedziela, 26 grudnia 2021

W zgodzie z samą sobą, to nie przeciwko światu.

 




Mam psa, a mój sąsiad ma dwa koty.

Czytam w okularach, a moja piękna, młoda sąsiadka nie.

Lubię krótkie spódnice, a moja koleżanka nosi spodnie.

Czy któreś z nas jest lepsze?

Czy któreś z nas, szkodzi lub zagraża, temu drugiemu?

Maluchy z rodziny sąsiadów, ubrały najpiękniejszą choinkę w okolicy, a ja w tym roku tego nie robiłam.

Nie robili tego również żydzi i buddyści, nie robili ateiści i wielu innych ludzi.

Komuś w sercu, jak co roku, urodził się Jezus, a ja, od dwóch lat, już nie mam tej wiary.

To nie było moje Boże Narodzenie, moja obecność przy wigilijnym stole, byłaby maskaradą, ze względu na konwenanse.

Na zgliszczach, usiłuję zbudować swój nowy dom i chciałabym, żeby miał uczciwe fundamenty.

Ale to będzie mój dom, moja bajka i moje wybory. Nie zamierzam go porównywać z żadnym innym. Nie będę również, oceniać tego, co za płotem.

Doświadczyłam już życia, spójnego z samą sobą. Wiem jaką to ma wartość, gdy mówisz, myślisz, czujesz i robisz to samo. Dla mnie to bardzo ważne, ale nie robię tego przeciwko innym, ani z niczyjego powodu.

Tutaj nie ma miejsca na ocenę i forsowanie własnych poglądów. Wielu ludzi mnie inspiruje. Jeżeli mi  pozwalają, to biorę z ich opowieści, wszystko, co pomoże zbudować moją dalszą historię. W ten sam sposób dzielę się z każdym, kto zechce, ale nie „zawracam Wisły kijem”.

Mam własną przestrzeń i staram się nie naruszać cudzej, przecież wystarczy odrobina złej woli i odpalimy lawinę, „jedynych słusznych” argumentów, zarówno za, jak i przeciw każdemu z tych wyborów.

Tylko, po co?

Czy dlatego, że doświadczyłam straty i zobaczyłam inną perspektywę świąt, mam teraz zacząć krytykować to, co w nich piękne, dobre i uczciwe. Czując smutek i żal, mam negować radość zarzucając, sztuczność, komercję, brak zrozumienia i zacofanie?

Odniosłam wrażenie, że nastała moda, na spektakularne odrzucanie tradycji i stawiania jej w kontrze do świata „oświeconego”.

Moim zdaniem, od zwrócić uwagę, do ciągnąć kołdrę w swoją stronę, jest bardzo dużo miejsca.

Nie musimy niczego celebrować, tak jak nie musimy nie celebrować. Ważne jest tylko to, z jakich intencji podejmujemy te decyzje.

Nie wiedziałam, jakie będą te moje zupełnie „nowe” święta, w nowym miejscu, na progu nowego życiowego rozdania. Nie byłam pewna słuszności dokonanego wyboru, dałam się ponieść intuicji.

Dzisiaj już wiem, że było warto.

Ofiarowałam sobie najlepszy czas od dawna.

To był czas na poukładanie wielu rzeczy w sobie i domknięcie drzwi przeszłości. Niosę dużo pięknych, ciepłych wspomnień, mam lekcję, którą z tego wyniosłam, mam miłość, którą mogę rozdawać, ale przede wszystkim, mam marzenia.

To odkrycie, zaskoczyło mnie najbardziej.

Prezent z nieba dostałam, światło na dalszą drogę i moc, która bierze się z marzeń.

Chciałabym..... pierwszy raz w życiu, dla siebie.

Czy to się uda? Tego nie wiem. Czy one się spełnią? Nie mam pojęcia, ale chce mi się chcieć, a to jest milowy krok w stronę życia. Żeby dojść do tego miejsca, szłam bardzo małymi krokami. Czasami odpuszczając zupełnie, czasami czołgając się po dnie. Na nowo uczyłam się czuć zapach, smak, widzieć nie tylko urnę, słyszeć nie tylko ciszę. To  moja droga, ale to jaka ona jest, nigdy nie będzie oznaczało, że Twoja jest gorsza, albo że ktokolwiek ma prawo je porównywać i oceniać.

Podzielicie się refleksjami spod choinki?

Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161







poniedziałek, 20 grudnia 2021

MAGIA NIEMAGICZNA - czyli o świątecznej depresji

 

          

                                                                                                                                  Zdzisław Beksiński



Nigdy tego nie rozumiałam.

Nigdy tak nie czułam.

Święta to święta.

Po szaroburej końcówce listopada, wreszcie zrobi się jaśniej od świateł, może spadnie śnieg. W domu zapach pomarańczy, goździków, cynamonu i drożdżowego ciasta, w wigilię zmiesza się z zapachem kapusty i grzybów. Będzie ciepło, spokojnie, czyściutko. Komu to może przeszkadzać? Mówią, że magia świąt udziela się nawet niewierzącym.

No bo, co komu szkodzi choinka?

Co się czepiasz choinki?

To nawet nie jest religijny symbol, ubierzesz i zaraz poczujesz się lepiej.

Usiądziesz przy wigilijnym stole, rozpakujesz prezenty, będzie miło i wszystko Ci przejdzie....

Podzielimy się opłatkiem i radością, będzie dobrze....

Wszystko będzie dobrze......

Ile razy w życiu sama tak pomyślałam?

Jakie to wszystko było oczywiste?

Dzisiaj, niczym pionek na szachownicy, czuję jakby życie przestawiło mnie, w zupełnie inne miejsce.

Co widzę z tej perspektywy?

Wkoło ludzie, którzy wcale się nie cieszą.

Boję się, nie chcę, nie widzę sensu, nie dam rady, to najczęstsze komunikaty wypowiadane przez osoby stojące na krawędzi depresji.

Nie lubię świąt, nie uznaję wymuszonej radości, nie mam siły.

Chcę, żeby było tak jak kiedyś...

Ktoś, często resztką sił, informuje o tym, co czuje, ale świat najczęściej i tak wie lepiej.

„Lulajże Jezuniu, lulajże, lulaj”.

Przed oczami staje mi twarz mojej babci, która na dźwięk, tej właśnie kolędy, robiła się woskowa. Po śmierci syna, w każde święta, od trzeciej rano piekła ciasto i płakała. Co roku w Wielki Piątek i w Wigilię przygotowywała tradycyjne potrawy i płakała, mijały lata, długie lata i nic się nie zmieniło. Nikt nigdy jej nie spytał, czy może chciałaby inaczej?

Może wolałaby być gdzie indziej, robić coś innego, może to za trudne?

Były święta i już, ugotuje, upiecze, posprząta, przyjdą wnuki, będzie jej lepiej.

Czy było?

Tego już nigdy się nie dowiem, ale szczerze mówiąc, patrząc z dzisiejszej perspektywy, myślę, że wcale nie. Sądzę, że każdy taki rok, każde takie święta, to było kolejne przeżywanie tej straty od nowa. Myśli, jakby było, gdyby on żył, jakim byłby człowiekiem, jak potoczyłoby się jej życie?

Każde drobne niepowodzenie rozpatrywane w kategorii: „bo gdyby żył....”

Nigdy nie pomyślałam, że mogło jej być trudno, nigdy nie przyszło mi do głowy, że te święta to może być gwóźdź do trumny.

Lubiłam sernik i makowiec a nikt takiego jak ona, upiec nie potrafił. Ona piekła i płakała a myśmy nie rozmawiali, o rodzinnym tabu. Mieliśmy panaceum na jej ból, przygotuje babcia święta, to jej będzie lepiej.

A jej lepiej nie było...

Nie wiem jak to jest, nie celebrować Bożego Narodzenia, nie wiem kiedy boli bardziej, ale wiem, że nie każdy da radę. Nie każdy chce i nie każdy znajdzie tyle siły.

Nie widzę też powodu, do corocznego składania z siebie ofiary, na ołtarzu rodziny.

Nie wykluczam, że ktoś może chcieć, ale należałoby najpierw zapytać, później przyjąć, uszanować i nie oceniać.

Wokół nas są osoby, dla których „magia świąt”, w najlepszym razie, nic nie znaczy.

Jest też spory odsetek tych, którzy w tym właśnie okresie targnęli się na własne życie, więc może nie do końca „taka magiczna ta magia”?

Nie każdy oczekuje życzeń, nie wszystkie życzenia są dobre, nie wszyscy mamy ochotę słuchać kolęd i ubierać drzewko. Nie wszyscy jemy karpia popijając go sowicie alkoholem, nie wszyscy....

Depresji nie leczy się opłatkiem i dziećmi przy stole, nie pomogą też prezenty i tona cudzej miłości i radości. Tak jak my nie zarazimy żałobą, tak samo mamy prawo być odporni na cudze szczęście.

Nie wiem jak jest lepiej, ale na pewno kluczem jest tu -  "w zgodzie z samym sobą”.

Nie dokładajmy sobie żalu, dajmy sobie czas i prawo do takiego przeżywania, które dla nas jest najlepsze. Świat bez nas, przy wigilijnym stole przetrwa, my celebrując tę kolację wbrew sobie, możemy nie mieć tej szansy.

A Ty dasz radę?

Zapraszam do rozmowy grupa na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161


wtorek, 14 grudnia 2021

CZY MASZ W PLECAKU BĘBENEK MIRIAM ?

 

Wcześniej czy późnij, jeżeli tylko sobie na to pozwolimy, przyjdzie dzień, w którym chcąc wyjść z więzienia traumy, wyruszymy w dalszą drogę, przez życie. Każdy, szukając sposobu na ułożenie w sobie straty i odnalezienie sensu dalszej wędrówki. Pamiętam, jak dotarło do mnie, że jeżeli sama niczego nie zrobię, to z każdym dniem, podjęcie tej próby, będzie coraz trudniejsze. Poszłam w tę drogę z plecakiem. Ogromny ciężar, wypełniony żalem, rozpaczą, gniewem, smutkiem i wspomnieniami, które zamiast cieszyć, wciskają w ziemię. 

Ile ważył?

Myślę, że im dłużej go niosłam, tym stawał się coraz cięższy. Nie potrafiłam niczego z niego wyjąć i bałam się, odłożyć go, nawet na chwilę . Patrząc z dzisiejszej perspektywy, wiem, że wszystko co w nim było,  karmiło Hydrę.

Ona pięknie rosła, zakwitała i była coraz silniejsza, a ja, coraz częściej nie miałam siły iść dalej.

Kiedyś, zupełnie niespodziewanie wyjęłam z tego plecaka, coś zupełnie innego, kubek gorącej aromatycznej herbaty. Nie pamiętam, żebym świadomie go spakowała. Do dzisiaj "czuję" jak ten kubek ogrzewał moje dłonie.

Pamiętam jaką nieprawdopodobną przyjemność, sprawił mi ten napój. Czarna, malinowa, gorąca herbata. Ktoś powie, że to tylko herbata a dla mnie wtedy, to był napój, ratujący życie. Powolne  jej wypicie, niosło spokój, wyłączyło ból, dawało zwykłą, codzienną radość. Najbardziej deficytowe uczucie w żałobie. Po raz kolejny, poczułam coś innego, niż rozpacz.

Wcześniej, z otępienia obudził mnie zapach mydła pod prysznicem i ciepło kąpieli.

Uświadomiwszy to sobie, zaczęłam instynktownie szukać takich drobnych iskierek radości. Niektóre przychodziły same, po inne sięgałam celowo, czasami całkiem wbrew nastrojowi. Każda z nich, pozwalała na chwilę odłożyć ciężki plecak. Kostka gorzkiej czekolady z pomarańczami, zapach grzanego wina, ulubiona muzyka,  książka, obraz na wystawie, chodzenie boso po trawie, cisza poranka. Wszystkim, delektowałam się z ogromną uwagą, chcąc zatrzymać jak najdłużej. Te krótkie momenty, z czasem, były coraz dłuższe, uprawiałam grządki, gotowałam zupę, chodziłam na długie spacery.

Doświadczałam a później  pakowałam do plecaka, ruszając w dalszą drogę. Po pewnym czasie, nie mogłam w nim zmieścić już nic więcej. Trzeba było coś wyjąć, więc zaczęłam zostawiać po drodze: rozpacz, poczucie winy, paraliżujący żal, beznadzieję. Plecak robił się lżejszy i nie miałam już czym karmić Hydry. Zamieniłyśmy się rolami. Teraz to ona opadała z sił i nie miała już szans w walce ze mną.

Do podzielenia się tą refleksją, skłoniła mnie historia biblijnej Miriam, która ostatnio „napadła na mnie” po raz kolejny w życiu. Wyobraziłam sobie człowieka pakującego plecak przed ucieczką z niewoli. Wyobrażałam sobie, co zabrałby każdy z nas, w takich okolicznościach. Paszport, telefon, pieniądze, ubrania....Zapewne to wszystko, również znalazłoby się w jej bagażu, ale ona wzięła coś jeszcze. Miriam miała bębenek. Szła śpiewała, wystukując rytm, ten jej bębenek, to dla mnie symbol zwykłej radości, bez której tak trudno żyć. Malutki z pozoru niepotrzebny, zupełnie niepraktyczny instrument. Tylko czy można przeżyć i wyjść z niewoli traumy, bez takiego bębenka?

Małe przyjemności, drobne radości, maleńkie kroki....

To wszystko, codziennie pozwalało mi przetrwać i pomalutku układać w sobie stratę. Może w ten sam sposób ułożę swoje zwyczajne, bardzo pospolite szczęście, na resztę życia?  Jakkolwiek by się nie stało, dowiedziałam się, jak ważna jest każda radosna chwila i każdy uśmiech, każda najmniejsza iskierka radośći mimo tego co nas spotkało. Wiem też, jak wiele zależy od naszego wyboru.

To nie jest proste, ale o tym co zabieramy w dalszą drogę decydujemy sami. Uczciwie przeżywając stratę, robimy to z każdym dniem, coraz bardziej świadomie.

A Ty co niesiesz w plecaku?

Potrafisz powiedzieć, do czego dzisiaj się uśmiechnąłeś?


Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161



poniedziałek, 6 grudnia 2021

NIE MUSISZ, ALE MOŻESZ CHCIEĆ - czyli o przygotowaniach do świąt

 


Nie chcę tu być!

Nie chcę w tym uczestniczyć!

To nie jest moje miejsce.

Ale muszę....

Muszę posprzątać na święta.

Muszę przygotować wigilię.

Muszę ubrać choinkę i kupić prezenty.

Muszę złożyć życzenia.

Bo dzieci, bo wnuki, bo mąż, partner, rodzice.....

Muszę!

Od kilku dni, usiłuję zobaczyć to wszystko, z każdej możliwej, danej mi perspektywy.

Im dłużej się temu przyglądam, tym bardziej dostrzegam, że komunikat „muszę” działa jak zaklęcie, jak klucz, który zamyka wszystkie drogi. Nie pozwala żyć w zgodzie z sobą i dokłada bólu.

Czujesz, że cierpisz. Wiesz, że Twoja strata jest zbyt bolesna, żeby dotrzymać komukolwiek towarzystwa, nie masz siły na przygotowania do świąt i nie chcesz w nich uczestniczyć, to po prostu tego nie robisz. Nikt nie wymaga od nas poświęceń. Nikt nie ma prawa oczekiwać, że dla jego spokoju poświęcimy własny. Matka składająca siebie na ołtarzu rodziny, to nie jest dobry pomysł. W imię jakich wartości, mielibyśmy dzielić się opłatkiem, bez szczerej intencji w sercu? Jeżeli robisz to tylko dlatego, że musisz, bo: nie chcesz sprawić przykrości, nie wypada inaczej, nie możesz zostawić, nie chcesz sprawiać kłopotu, to naprawdę, lepiej tego nie rób. Święta to nie jest przykry obowiązek i bez dobrych, ciepłych intencji celebrowanie ich, nie ma sensu.

A może jednak, tylko wydaje Ci się, że nie chcesz, albo nie dasz rady?

Może warto przyjrzeć się, właśnie intencjom.

Kochasz dzieci, wnuki, małżonka, rodziców?

Zawsze lubiłeś święta i gdyby nie żałoba, te dni byłyby dla całej Twojej rodziny bardzo ważne?

Twoja wiara w Boga jest tak mocna?

Jeżeli tak, to zawsze można popracować nad tym, żeby to: „muszę tu być” zamienić na: „Chcę tu być”.

Wiem, że zaboli, ale Ci którzy zostali w moim życiu, są tak samo ważni, jak Ci którzy odeszli. Więc będę tutaj, bo chcę.

Zważę swoje intencje, kładąc na przeciwległej szali żal, ból i smutek i podejmę decyzję. Zgodną ze mną, spójną z tym, co czuję naprawdę.

„Chcę tu być, ale nie muszę...” Taka zmiana perspektywy daje wolność i ulgę.

To nie jest łatwy wybór, wcale nie oznacza, że nie zrobi się smutno, ale jeżeli już wybierzesz, to „nie stój w rozkroku”, wejdź w te święta prawdziwie, bez oglądania się wstecz. Gotuj, sprzątaj, kupuj z taką intencją jakby od tego miało zależeć wszystko. Zachwyć się chwilą, poczuj zapach jodły i pierników, przytul się do ludzi i pozwól przytulić siebie. Dosłownie i w przenośni.

Może w ten sposób odzyskasz te i wszystkie kolejne święta?

Może nauczysz się od nowa?

Tylko w ten sposób zbudujesz nowe wspomnienia, a później następne i następne.

I nie porównuj, bo po co? W starciu z osobą, która została już tylko w Twoim sercu, nic nie wygra, więc może daj szansę tym, którzy zostali?

Nie odpalaj w głowie filmów z przeszłości, spójrz w oczy bliskich przy stole i żyj tą chwilą. Tu i teraz. Popłaczesz później, a może wcale....

Będzie trudno, ale to może się udać.

Mam nadzieję, że usłyszę, od was za jakiś czas, opowieść o tym, że było warto wybrać i że to był dobry wybór.

Ja już wybrałam.  Czy dobrze? Tego jeszcze nie wiem.

Zapraszam do rozmowy na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161