Dosyć
długo odpychałam od siebie ten temat.
Nie
miałam odwagi spojrzeć w oczy temu, co przyszło. Najpierw
myślałam, że to chwilowe, później, że niemożliwe. Niemożliwe
ustąpiło miejsca kolejnemu poczuciu winy. Co ze mną jest nie tak?
Jak mogę pozwolić na coś
takiego?
Zgubiłam?
Puściłam?
Przegapiłam?
Pilnowałam
za mało albo może źle?
Jak
to możliwe, że zapominam?
Pozwalając
wypalić się żałobie, nie wzięłam pod uwagę, że ten ogień
wypali wszystko, nie tylko ból.
Zapominam,
a tego od początku bałam się najbardziej....
Coraz
mniej we mnie żywych obrazów a na dodatek zdjęcia mi się
skończyły.
Wiecie,
jak to jest, zobaczyć każde zdjęcie sto razy, znać go na pamięć
ze świadomością, że już żadnego nowego nie będzie? Ze strzępów
wspomnień wyżebranych od przyjaciół Oli widzę czasami nowy
uśmiech, nowy grymas, „nową” sytuację, ale to nie jest już
moja historia. Oni się zmieniają, dorośleją, mężnieją, a ona
ciągle uśmiecha się, głaszcząc owieczkę. Niczego więcej nie
będzie, a to,
co zostało oddala się z każdym dniem. W
mojej głowie pojawiają się już tylko obrazy wywołane konkretną
sytuacją, najczęściej zapachem albo muzyką. Nie bolą i to dziwi
mnie najbardziej. Próbowałam szukać podobnej energii wśród
„wirtualnych” ludzi w sieci. Obserwując Instagram,
niejednokrotnie pomyślałam: O taka by była! Tak chciałaby żyć!
To robiłaby teraz, ale to wszystko jak bajki dla Agaty, do których
się uśmiecham. Zdarza się, że na ulicy zwrócę uwagę na głośny
dziewczęcy śmiech, na długie jasne włosy odgarniane w
charakterystyczny sposób, ale to też nie boli. Spokój we mnie
spowodowany życiem tylko w
chwili obecnej, zupełnie
nie wpisuje się w to, jak byłam wychowana, w co wierzyłam, co
dotychczas było dla mnie ważne. Po raz kolejny czuję się
wyalienowana. Nie pasuję już nigdzie ani do świata, któremu
dzieci nie umierają, bo „dzieci przecież nie umierają” ani do
świata, w którym dzieci odeszły. Dziwne uczucie, ale zawsze w
takiej chwili wyobrażam sobie drogę pod górę, pod którą każdy
idzie swoją ścieżką i we własnym tempie. Czy to oznacza, że nie
spotkamy się na szczycie albo
że mówimy w różnych językach? Chyba nie, myślę, że każdy z
nas ma coś innego do przeżycia, inną lekcję do odrobienia i inną
metodę na zdobycie góry wybrał. Każdy mierzy się z tym
doświadczeniem w jedyny i niepowtarzalny sposób a ludzie obok to
lustro, kompas albo inspiracja. Jedno wiem z całą pewnością,
żałoba jest jak życie, nie jest stała ani pewna i nie za bardzo
wpisuje się w określone „szkiełkiem” reguły.
Czy
ja przez nieuwagę „zgubiłam balonik” czy przez uwagę nadmierną
pozwoliłam mu się oddalić?
Nie
znam odpowiedzi na to pytanie, ale wiem, że życie Oli we mnie
bardzo się zmieniło.
Zapraszam
do rozmowy
grupa
na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161
