Jak Ty sobie to wyjście z żałoby wyobrażasz?
Przecież, nigdy nie będzie tak, jak kiedyś.....
To jedna z reakcji na mój poprzedni wpis. Pytanie, które przykuło moją uwagę i zainspirowało do dalszej rozmowy.
„Nie będzie tak jak kiedyś”
Oczywiście, że nie będzie, ale przecież nigdy nie jest, tak jak kiedyś. Czas mija, życie nie zatrzymuje się wtedy, gdy odczuwamy radość. Nikt nie jest szczęśliwy zawsze.
Oczywistym jest, że po przeżyciu traumatycznych wydarzeń, wychodzimy bardzo okaleczeni, ale to dotyczy nie tylko śmierci.
Od nas zależy, czy będziemy w nieskończoność rozdrapywać te rany, czy pozwolimy im się zabliźnić.
Razem ze śmiercią kochanych osób umierają nasze plany i oczekiwania. Misternie budowana przez lata rzeczywistość, rozsypuje się jak zamek z piasku. Odnoszę wrażenie, że to boli nas najbardziej.
Miałam być towarzyszką sukcesów i porażek Oli, miałam być teściową, może babcią. Miałam słuchać opowieści z wypraw po świecie, które od dawna miała ułożone w głowie, miałam być jej wsparciem, aż nasze role się odwrócą i to ona zaopiekuje się mną. Miałam...
Tak budowałam nasze życie i taką wizję wykreowałam w swojej głowie, ale czy ktoś mi obiecał, że tak będzie? Żyłam w świecie, którego nie ma. Przekonujemy się o tym w zderzeniu ze śmiercią. Wszystkie plany, dotyczą nieistniejącej rzeczywistości a podporządkowywanie im życia jest zupełnie bez sensu. Taki schemat powoduje, że tak naprawdę nie żyjemy nigdy, dzisiaj nas nie ma, bo jesteśmy w trakcie ciągłej realizacji zamierzeń, jutro okazuje się dane innym.
Tęsknię za nią bardzo, tęsknię za długimi rozmowami, za polemiką, za jej śmiechem, zapachem włosów, za tym że inspirowała mnie do rozwoju i dawała kopa do życia, ale ….
Gdy przyglądam się temu, spokojnie siedząc na murku, potrafię już tak zmienić perspektywę, żeby dostrzec, jak dużo dostałam, ile z tego wyniosłam, jak bardzo się zmieniłam i że tego nikt, nigdy mi nie zabierze. Tylko ode mnie zależy, czy rozwinę to w sobie, czy zmarnuję. A ja zmarnować nie chcę, dlatego uśmiecham się do wspomnień i przywołuję te, które pomagają iść do przodu. Dostałam w spadku od Oli, wypełniony po brzegi kuferek, gotowych narzędzi i rozwiązań. Od wszechświata dostałam siłę, po przodkach została mi pracowitość. To wystarczający kapitał do budowania swojego nowego życia. To nie jest proste, bywa bolesne, bywa denerwujące, bywa nawet śmieszne, ale czy kiedykolwiek budowanie życia było łatwe?
Jakie chcę żeby było?
Nie mam zupełnie żadnych oczekiwań, nie planuję i nie kreuję scenariusza. Słucham, uważnie się przyglądam i staram się pójść ścieżką, która przychodzi. Spokojnie, bez chęci przypodobania się, bez dbałości o to: „Co ludzie powiedzą”, bez spełniania czyichkolwiek oczekiwań, po raz pierwszy w życiu z troską o siebie.
I wiecie co?
To działa!
Wokół mnie zrobiło się spokojnie, coraz częściej „zagląda tu” słońce, zniknęli ludzie, których od dawna nie powinno być w moim życiu. Coraz częściej przysiadają obok inni i wszystko wskazuje na to, że są z mojej bajki, i chcą zostać. Niektórzy pewnie posiedzą przez chwilę, inni zostaną na dłużej, ale to będzie ich decyzja, ja już o niczyją uwagę zabiegać nie będę.
Świat nie jest naszym wrogiem, nie ma takich Bogów, którzy chcą zrobić nam krzywdę, albo ukarać za wyimaginowane grzechy. Wystarczy z ciekawością i bez strachu rozejrzeć się wokół a rozwiązania przychodzą same.
Czym dla mnie jest wyjście poza żałobny krąg?
Odzyskaniem radości życia, ciekawości świata i ludzi, patrzeniem „za horyzont” i chęcią rozwoju. Właściwym postrzeganiem zjawisk i nieuleganiu chęci oceny.
A tak najbardziej, to nie chciałabym zgorzknieć i zestarzeć się, stojąc nad urnami.
A Ty czego byś chciał po przeżyciu żałoby?
Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.