niedziela, 28 sierpnia 2022

Z GÓRY WIDAĆ LEPIEJ

 


Podchodzę coraz bliżej  wspomnień, do „zapalników” sytuacji trudnych. Nie uciekam, nie omijam, chcę spróbować: wybuchnie, czy może jest już bezpiecznie? Coraz częściej dotykam, przyglądam się z bliska, wracam w miejsca, które jeszcze nie tak dawno bardzo „mnie bolały”. Ciągle mieszkam w mieście, w którym każda uliczka pamięta moje najlepsze chwile z Olą albo z Tomkiem. Dziewiętnaście lat odbijałyśmy swoje ślady na tym bruku, nie sposób teraz od tego uciec. Długo omijałam, uciekałam, starałam się wypierać, ale w nieskończoność tak się nie da. Nie mogę do końca życia płakać na widok Teatru Bagatela, nie mogę uciekać przed zapachem kawy na ulicy, nie chcę, ja też lubię kawę w tej kawiarni. Nie będę wiecznie odwracać głowy na widok szczęśliwych par. Nadeszła pora zmierzenia się z tymi najtrudniejszymi miejscami. Podejmując decyzję, miałam wewnętrzne przekonanie, że jeżeli przejdę tę próbę, to będzie oznaczało, że już naprawdę mogę iść dalej, odrobiłam lekcję z żałoby i wyszłam cało. To ja decyduję o swoim życiu, to ja, a nie trauma, dokonuję wyborów, co przyjmę od życia.
Wybór padł na miejsce, chyba najtrudniejsze, ale z gwiazdką. Luboń Wielki, wiedziałam, że jeżeli wyjdę na szczyt, nie rozsypując się po drodze na małe kawałeczki, to na górze zadzieję się magia. Magia w górach dzieje się zawsze. Postanowiłam w ten sposób uczcić swoje urodziny, zaplanowałam na poniedziałek i  musiałam zostać w Krakowie. Przełożyłam na piątek, ale od poniedziałku do piątku jest stanowczo za dużo czasu na rozmyślanie.
A może jednak nie?
A może z siostrą?
A może z przyjaciółką?
A po co ?
A jak się nie uda?
I butów nie mam.
W czwartek, bez przekonania idę do sklepu, w którym w bardzo okazyjnej cenie czeka na mnie jedyna para butów, no cóż, skoro tak....
Następnie kupuję bilet, bułki i wodę na drogę i zaczynam się cieszyć, bardziej niż obawiać.
Tak cieszyłam się, jak małe dziecko, zapomniałam już, że można odczuwać taką radość. O 6 rano wyjeżdżam z Krakowa i zaczyna się jazda z Panią Hydrą.
A Ola to jak szła w góry to.....
A jak byłam tam z Tomkiem i Zoranem to......
Dlaczego ja mam teraz sama chodzić w góry?
Dlaczego tyle dzieci umiera?
Gdyby żyła Ola i Tomek to moje urodziny byłyby najfajniejszym dniem w roku.
Resztę tej śpiewki w głowie, większość z was, jeżeli doświadczacie żałoby, zapewne zna doskonale.
Użalanie się nad sobą, dojeżdżanie każdą myślą.
Nie potrafię powstrzymać łez, nawet ich nie wycieram, nikt nie widzi, jestem sama.
Wchodzę na szlak, zostawiając za sobą resztki odgłosów Zakopianki.
Robi się cicho. Ta cisza przynosi ulgę, pozwala opanować chaos w głowie.
Przez gęste drzewa przebija się słońce, zaczynam zwracać uwagę na otoczenie.
Myśli zwalniają, robią się jaśniejsze, spokojniejsze, inne.
Nie wiem, kiedy zaczynam myśleć o sobie, o swoim „Co dalej?”
Życie w ostatnim czasie bardzo hojnie sypie w moim kierunku a ja nauczyłam się to przyjmować, nawet wtedy, gdy nie jest po mojej myśli.
W końcu zostaję już tylko ja, ta cisza i zachwyt nad tym wszystkim, co „dotyka” mnie po drodze. Hydra została daleko z tyłu, wygląda na to, że ona ma bardzo ciężki tyłek i w góry nie chodzi.
A ja wyszłam na szczyt i czułam już tylko radość i wdzięczność. Wierzę, że wszystko się ułoży, może nie wszystko rozumiem, może nie wszystko mi się podoba, ale coraz częściej jestem przekonana, że tak jak jest, jest dobrze. Patrząc z góry znacznie lepiej widać, swoje życie też.
Co w tym jest najważniejsze?
Odważyłam się rozbroić najcięższą minę wyzwalającą Hydrę i już wiem, że mój strach to był stan umysłu. Emocje nie robią nam krzywdy a myśli można łapać i racjonalizować, wybuchy uczuć przepływają a my wychodzimy z tych doświadczeń silniejsi. Idąc szlakiem na Luboń, po raz kolejny dokonałam wyboru, w którą stronę się odwrócić. Wybór zawsze pada na życie.... moje życie.

Zapraszam do rozmowy w grupie na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161