niedziela, 27 listopada 2022

WISZĄCE MOSTY - dzień "po" czyli 27.11.2022

 


                                                                                                                                                       fot. Świat obrazów

Żałoba to droga.
Część większej całości, od narodzin do śmierci. Każdy prędzej czy później wejdzie na tę ścieżkę.
W zależności od tego, kogo bezpowrotnie zostawia za sobą, przebycie tego etapu życia będzie łatwiejsze, trudniejsze, albo będzie wyzwaniem. Dalsza droga bez dziecka jest szczególnie wyboista, nieprzyjazna i bardzo długa. Nie ma ścieżek na skróty, nie ma środków lokomocji, trzeba pójść boso. Można tracić siły, może brakować oddechu i nadziei, można nie wierzyć w horyzont. Można wielokrotnie się przewrócić albo przysiadać, co chwilę. Jak taka droga wygląda każdy, komu przyszło się pożegnać, wie doskonale, ale.....
Po doświadczeniach ostatnich dni dotarło do mnie, że od dawna idę już spokojną piaszczystą dróżką. Nie przewracam się, nie bolą mnie stopy, uwagę skupiam na tym, co piękne wokoło. A piękno widzę teraz we wszystkim. Zdarza mi się jechać okrężną drogą o 6 rano, żeby przed rozpoczęciem pracy, zobaczyć skąpany w słońcu Wawel. Lubię gorącą kawę o poranku, lubię rozmowy z ludźmi w kolejce aglomeracyjnej, lubię długą powrotną trasę do domu. Codzienne korki w mieście ofiarowują mi czas tylko dla mnie, słucham, czytam, nie muszę się śpieszyć. Zwyczajne życie prowadzę.
Czy to jeszcze żałoba?
Czy jeżeli na chwilę robi się ciemniej, to wynika z przeżywania traumy?
A może ja usiłuję „schować się” za tym bezpiecznym parawanem?
Bo w pracy za trudno, bo coś mi nie wyszło, bo miałam zły dzień, bo ciemno, zimno i mokro, bo nie lubię listopada, bo znowu martwię się o coś...
Czy to żałoba?
A może to życie i stare „schematy Agaty”?
Czy wszystko, do końca życia będę sobie i innym tłumaczyć trudnym doświadczeniem?
Rocznica śmierci Oli była trudna, ale....
Była trudna, bo sama starym zwyczajem zaczęłam ją celebrować już kilka dni wcześniej, fundując sobie tym kolejną „noc umierania”. Zaniedbałam rytm, zaniedbałam dbanie o siebie, zakłóciłam czas pracy, odpoczynku, sensownego jedzenia. Dzisiaj słyszę w głowie tylko „Na własną prośbę Agata! Sama zboczyłaś z dobrej drogi, bo Ci się wydawało” Zabrakło mi uważności, widząc pierwsze jaskółki, zwiastujące załamanie nastroju, zamiast iść i tańczyć do upadłego, zamiast zaparzyć herbatę i wziąć gorący prysznic, to ja się poszłam „zmierzyć z kamienicą”.
Żałoba czy głupie postępowanie?
Widać dużo jeszcze pracy przede mną, ale to nie jest praca nad tym, żeby wygrać z Hydrą, tylko praca nad tym, żeby zbudować swoje życie mądrzej, uważniej, lepiej.
Rocznica śmierci, święta i inne wyzwalacze to takie wiszące mosty (jeżeli masz lęk wysokości), które łączą dwa krańce Twojej codzienności. Trzeba przejść, trzeba się nauczyć, każdy po swojemu. Jedni biegiem z zamkniętymi oczami, inni kurczowo trzymając się poręczy, jeszcze inni, oswajając strach, ale wszyscy z nadzieją, że na końcu tego mostu znowu będzie piaszczysta ciepła droga. Wchodząc na ten most, idziemy w nieznane, bo jego koniec przeważnie przysłania mgła, ale.... możemy zawołać. Krzyczeć z ufnością, wierząc, że na drugim jego końcu stoją ludzie, którzy już przeszli i oni wołają, dodają otuchy, mówią, czasami śpiewają albo palą kadzidła.
Dzisiaj to ja stoję już po drugiej stronie i wołam do wszystkich, którzy tego potrzebują. Nie bójcie się i dbajcie o siebie. Bądźcie dla siebie tak samo ważni, jak ważne były dla was osoby, które odeszły.
Do zobaczenia na następnym moście.

sobota, 26 listopada 2022

HO'PONOPONO - czyli po trzech latach

 


Ho' oponopono
Ho-o-pono-pono
Ho'opono'pono

Prastare hawajskie czary–mary a może Ci jednak odbiło?
Ile razy w ciągu ostatnich trzech lat zdarzało mi się wątpić w swoje zdrowe zmysły?
Ile razy w oczach stojącego naprzeciwko rozmówcy szukałam potwierdzenia swojej poczytalności.
Prostym zjadaczem chleba jestem.
Zawsze racjonalnie i zwyczajnie dotykałam ziemi.
Bardzo prosta kobieta z prostymi nogami”
Świat między kuchnią a dziennikiem jest mało skomplikowany.
Bezpieczny, przewidywalny i bardzo ograniczony.
Wszystko, co inne, czego nie mogłam objąć rozumem, co wykraczało poza obszar mojego kawałka podłogi, wydawało się niemożliwe, nienormalne, czasami niebezpieczne a w najlepszym wypadku dziwne.
Taka malutka ciepła banieczka, ze spuszczoną na okno roletą.
I komu to przeszkadzało?
Nie mogło tak sobie trwać, być, pozwolić odcinać kupony od pracy włożonej w polerowanie bańki?
Trzy lata temu przeżyłam dzień, którego w swojej ocenie przeżyć nie powinnam. Coś rozbiło moją bańkę tak skutecznie, że nie było już czego pozbierać.
A jednak żyłam nadal, po jakimś czasie przekonał mnie o tym zapach mydła pod prysznicem i kubek gorącej herbaty.
Długo oglądałam się za siebie, nie znałam innego świata niż ten „darowany” mi przez rodziców.
Schematy, nakazy, zakazy i jednoznaczna kategoryczna ocena do wszystkiego. 
Dobre – złe, czarne – białe, właściwe – niewłaściwe, DZIWNE!
Tak jakby nie było niczego innego, pomiędzy jakby nie istniała żadna inna przestrzeń.
Nigdy nie wystarczyłoby mi odwagi, żeby dobrowolnie wejść i eksplorować DZIWNE, ale trauma nie pozwala na bycie biernym. Zasada jest prosta, chcesz, żeby nie bolało, to szukaj, dotykaj, łam schematy, profanuj, a przede wszystkim się nie bój. Bardziej niż bolało, już nigdy nie zaboli. Niewielu ma ten przywilej, żeby żyć ze świadomością, że przeżyli najgorszy dzień i idą dalej.
Tylko w ten sposób masz szansę zbudowania nowego świata dla siebie. Ze wszystkich ofert, które daje życie poza Twoją bańką, możesz wypróbować każdą a wybrać jedną. Możesz z kilku zrobić zupełnie nową. A przede wszystkim masz szansę zachwycić się poznawaniem. W ten sposób układa się nowa wizja wszystkich zjawisk i obraz świata na Twój własny, niepowtarzalny użytek.
Nagle nic nie jest DZIWNE, a wszystko robi się ciekawe. Nabierasz garściami, a źródło się nie kończy. Jak poszukiwacz złota, przesiewasz piasek i wybierasz to, co dla Ciebie wartościowe, a najważniejsze jest to, że nie musisz już tego konfrontować w oczach innych ludzi. Już nie szukasz potwierdzenia, że  jest ok. Jest Ci wszystko jedno co na Twój temat myśli  rozmówca. Odchodzą ZDZIWIENI. Na jakiś czas robi się cicho, ale życie nie lubi próżni. Pojawiają się poszukiwacze tacy jak Ty, podobne przyciąga podobne. Otwierasz się na świat, na ludzi, na życie, mając zupełnie inną wrażliwość. Żałoba, jeżeli tylko na to pozwolimy, zdejmuje z nas maski i kruszy, nakładaną przez lata zbroję.
Po trzech latach od śmierci Oli jestem w tym miejscu.
Co mogę powiedzieć na pewno?
Nic!
Bo na świecie nie ma nic na pewno a żałoba to proces i niekoniecznie przewidywalny.
Tu i teraz widzę, jak bardzo zmieniło mnie to doświadczenie.
Tu i teraz wiem, ile zawdzięczam Oli.
Tu i teraz wiem, ile zawdzięczam Pani Hydrze.
Tu i teraz cieszę się życiem, choć bywam smutna.
Tu i teraz czuję znacznie więcej wdzięczności niż żalu.

Ho' oponopono – Wojtuś!
Kocham Cię
Przepraszam
Wybacz mi
Dziękuję

niedziela, 20 listopada 2022

CZY TO ZNOWU HYDRA?

 


To jest trudniejsze, niż myślałam.

Tego nie da się ani przewidzieć, ani ułożyć „do końca” i „na pewno”. Żyję, cieszę się, marzę, uczę się budować zupełnie nowe relacje, zdarza się, że na czymś mi zależy.

Na co dzień, nic nie zwiastuje czającej się za rogiem Hydry, a jednak....
Podstępnie bez ostrzeżeń, tym razem powoli i po cichu. Z dnia na dzień listopad zaczyna dzielić świat na dwie nierówne części. Jest czarne i białe, jasne i ciemne, jest zimne i ciepłe, jest złe i.... przestaję widzieć dobre.

Nie ma przestrzeni na nic innego. Sensu nie widzę, siły nie mam, nie chce mi się.
A jeszcze kilka dni temu taka byłam mocarna. „Agata strach to stan umysłu, dasz radę” Uwierzyłam samej sobie i poszłam sprawdzić. Nie chciałam do końca życia omijać, musiałam się z tym zmierzyć. Stanęłam na tej samej ulicy, pod tą samą bramą i już wiedziałam, że odpaliło. Tym razem zupełnie inaczej bez łez i żalu, bez panicznego lęku coś stara się zgasić moje wewnętrzne światło. Codziennie narasta klimat tamtych dni. Listopad jest mokry, oblepia mgłą, w Krakowie śmierdzi spalinami. Młode dziewczęta noszą takie same żałosne czapki i trzęsą się z zimna na przystankach. Sinymi z zimna drobnymi dłońmi zapalają papierosy. A ja gapię się na nie, jakbym chciała odczarować rzeczywistość. Niedawno „taka sama mama” wskazując na splot słoneczny, powiedziała, że wie, gdzie boli dusza. Mnie boli w głowie, pulsuje w skroniach i wyłącza racjonalne myślenie. Kategorycznie domaga się uwagi, zmusza do tego, żeby znowu usiąść na murku i..... Czy mam zacząć wszystko od początku? Chyba jednak nie, tak dużo już się nauczyłam, wiele wiem i przede wszystkim wcale się nie boję. Brak strachu o cokolwiek jest czymś, co trudno opisać. Analizuję to wszystko, co ogromną falą spada na mnie w ostatnich dniach i już nie chcę walczyć. Wierzę w to, że po raz kolejny znajdę sposób, żeby uczciwie przyjąć to, co przyszło. Chcę zrozumieć co teraz czuję, chcę poznać tę swoją część i dołożyć kolejne ziarenko do całej prawdy o sobie. Może za dużo we mnie pewności siebie, ale ja ciągle na dnie pod popiołem mam tę iskierkę, która chce żyć i mocno wierzy w to, że coś jeszcze jest za tym zakrętem. Może ktoś wie, jak skutecznie dmucha się w ten maleńki płomień, żeby nie zgasł zupełnie?


Zapraszam do rozmowy grupa na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161