piątek, 21 lutego 2025

Powinam przeprosić

 


Nienawidzę Pani Hydry! Zrobię wszystko, pójdę wszędzie, zapytam każdego, kto zechce opowiedzieć. Będę szukać do upadłego, duszę diabłu sprzedam za to, żeby chociaż trochę mniej bolało.
Tak pomyślałam kiedyś, wybierając życie.
Jedyny cel: „urwać łeb Hydrze”.
Pięć lat „wyrzygiwania” w sieci własnych doświadczeń żałobnych. Szukanie drogi i coraz mocniej ugruntowane poczucie bycia zbawcą. Wiem, potrafię, opowiem, nauczę Cię....
Ale czego?
Czego Ty Agata chciałaś ludzi nauczyć?
Jak nie przejść własnej ścieżki?
A może, jak „właściwie” przeżyć żałobę?
A może, jak to zrobić, żeby nie bolało?
Od tego ostatniego, to już prosta droga do sprzedawania różowych tabletek na szczęście.
W głowie słyszę chichot Oli, „Brawo Agata! Najlepiej przeżyj życie za wszystkich”
Oglądając się za siebie, aczkolwiek niechętnie, trudno mi zmierzyć się z prawdą.
Wszystko, co napisałam, zrobiłam, czym się podzieliłam, służyło przede wszystkim mnie samej.
Dopisywanie do tego innych znaczeń z dzisiejszej perspektywy oceniam jako nadużycie.
Nie ma jednej recepty, nie ma instrukcji obsługi człowieka przechodzącego przez piekło po stracie dziecka, nie ma...
Tak samo, jak nie ma jednakowych osób, życiorysów, charakterów i doświadczeń, tak samo nie ma dwóch jednakowych reakcji na to, co przynosi życie.
Mogę opowiedzieć swoją historię i mogę tylko albo przede wszystkim usiąść w milczeniu obok Twojego cierpienia.
Mogę wysłuchać i zaparzyć gorącą herbatę, ale nie mam prawa do porównań.
Przez wiele lat szukałam „;lustra” na potwierdzenie tego, że nie zwariowałam z powodu cierpienia.
Potrzebowałam punktu odniesienia, archetypu „normalnej” matki w żałobie a dzisiaj wiem, że to bzdura. Każda żałoba jest normalnie nienormalna przez swoją wyjątkowość. Każda jest największa i każda boli najbardziej.
Każda jest przeżywana na swój jedyny wyjątkowy sposób, a wszelkie próby wpakowania jej w jakąś szufladkę są gwałtem. Dlatego nie powiem dzisiaj:wstań, jeżeli nie masz na to przestrzeni a za każde moje:spróbuj, kto jak nie Ty” chyba powinnam przeprosić.
To moja dzisiejsza perspektywa. Wydaje mi się, że jedyne czego tak naprawdę potrzebowałam przez te wszystkie lata, to było „wysłuchanie” zatrzymanie się nad bólem i cisza. Żadne „współczucie”, które z definicji zakłada współodczuwanie niemające nic wspólnego ze zrozumieniem. Jak można deklarować „współczucie”, nie mając takich doświadczeń? Żeby współodczuwać w żałobie, trzeba doświadczyć uczucia straty, więc może zręczniej byłoby zadeklarować obecność?. Tylko tyle i aż tyle.
Jeżeli dzisiaj przechodzisz przez piekło, to przyjmij moją obecność, a ja obiecuję, że już nigdy nic nie powiem, dopóki nie zapytasz.

A Ty czego potrzebujesz dzisiaj?


Zapraszam do rozmowy grupa na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.