„Ars moriendi” – sztuka umierania
W pogoni za pieniędzmi, władzą, uznaniem, tańczymy współczesny danse macabre.
Po pierwsze ma być dużo, po drugie - szybko, już, teraz, natychmiast, po trzecie ma być zawsze szczęśliwie i bez strat. Piękni, wiecznie młodzi i bogaci kreujemy bajkową rzeczywistość uśmiechając się na retuszowanych zdjęciach. Mamy milion pomysłów na wieczór panieński, kawalerski, na ślub i wesele, na baby shower, chrzciny to wszystko takie słodkie kolorowe, piękne. Możemy prześcigać się w wymyślaniu kolejnych rytuałów na każdą okazję. A śmierć i żałoba? Takie coś? To tylko w kościele...................
Czy wiecie o tym, że w tradycji ludowej bardzo mocno zakorzenione były wierzenia, obrzędy i przesądy związane ze śmiercią, pogrzebem i żałobą.
Szukając informacji na ten temat nie mogłam oprzeć się refleksji, że czytając znaki, doświadczając niewytłumaczalnych zjawisk, wcale nie odkryłam czegoś nowego. Ja, często wobec tych doświadczeń, zaczynałam wątpić w swoje zdrowe zmysły, a okazało się że to wszystko, jest w tradycji wsi oczywiste i bardzo dobrze opisane. Do dzisiaj wśród ludzi, którzy mają czas „przystanąć” i żyć wolniej, nie są to żadne cuda ani dziwy. Postaram się w najbliższym czasie napisać o tym, jak wiele z dobrej tradycji zgubiliśmy, na drodze do nowoczesności i postępu. Zgubiliśmy, zupełnie nie wypełniając powstałej pustki.
Spróbuję opisać wierzenia, przesądy i rytuały w kontekście tego, czego sama doświadczyłam, albo czego zabrakło mi w przeżywaniu najwcześniejszych dni żałoby.
Do dzisiaj, ludzie w małych wiejskich społecznościach, z pokolenia na pokolenie przekazują sobie wierzenie, że osoba nagle zmarła sama powiadomi o swojej śmierci. Ci ludzie to wiedzą, dla nich pojawiający się znak ( spadający obraz, zatrzymany zegar, dziwne odgłosy, nietypowe zachowanie psa lub kota ) są oczywiste. My powiemy średniowieczne zabobony, ale zastanówcie się, czy na pewno zabobony? Czy może my tych znaków nawet nie zauważamy, ,ze o zrozumieniu ich nie wspomnę. W moim życiu, nagle, zmarły trzy osoby: mój ojciec, mój teść (najlepszy tato na świecie) i Ola.
W noc śmierci mojego ojca ( z którym nie widziałam się od kilku dobrych lat) , obudził mnie, w środku nocy dzwonek ( zepsutego wtedy) domofonu,. W słuchawce usłyszałam tylko jego głos i krótkie „ja”. Wiadomość o jego śmierci dotarła do nas rano.
Gdy umiera dziadziuś Maniuś ( mój teść), w domu jego córki spadają z półki butelki z domowym winem, spektakularnie rozbijając się na podłodze.
W nocy, której zmarła Ola, moją siostrę o godzinie 0.13 wyrwała z głębokiego snu jakaś przerażająca siła. SIła, która potem nie pozwoliła jej już zasnąć. Pierwsza wiadomość rano od niej, to ta opowieść z przekonaniem, że stało się coś złego. Moja narastająca nazajutrz panika,
Jeżeli ktoś z was ma takie doświadczenia, to może zechce się podzielić?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.