Od kiedy sięgam pamięcią, ciekawość świata, była Twoim motorem napędowym w życiu.
Pamiętam, ile razy marzyłam o tym, żeby odpocząć po powrocie z pracy, a Ty stawałaś w drzwiach z uśmiechniętą buzią i iskierką w oku, pytałaś radośnie: Dokąd idziemy? Co będziemy dzisiaj robić?
Nie dało Ci się odmówić, zdejmowałam szpilki, zakładałam trampki, brałam Twoją mała rączkę w swoją i szłyśmy. Nazywałaś to zawsze wyprawą w „nieznane” . Mnie robiło się weselej, bo to Twoje „nieznane”, to był wtedy Rynek krakowski, Kazimierz, Kopiec Kościuszki... Chłonęłaś wiedzę jak gąbka, a Twoja chęć zobaczenia więcej, szerzej, szybciej, zaowocowała tym, że już po kilku latach, to Ty zapraszałaś mnie w „nieznane”. Jeszcze przez chwilę miałam szczęście, żeby Ci towarzyszyć, ale potem Ty poszłaś dużo dalej, już z przyjaciółmi. Każdy rajd, każda wyprawa, każde wejście na szczyt, Tobie ładowało akumulator, a mnie ofiarowywało długą, przeważnie nocną opowieść do rana. Opowieść o tym, czego w Twoim już „nieznanym„ doświadczyłaś. Opowiadałaś tak, że widziałam obrazy, słyszałam dźwięki i czułam zapachy.
Powtarzałaś wtedy, zobaczysz Agata kupimy campera i zabiorę Cie w prawdziwe „nieznane”.
Myślę o tym dzisiaj i wiesz co Wojtuś? Najbardziej paradoksalnym jest fakt, że zabrałaś mnie w takie „nieznane”, które niewielu jest dane. Do Buriacji może kiedyś jeszcze pojadę, do Indii pewnie też, jeżeli jest mi to pisane, ale to może każdy. W świat, w który, Ty „zabrałaś” mnie teraz, idą nieliczni. Dzisiaj pokazujesz mi zupełnie inny wymiar rzeczywistości, życia i mnie samej. Otwierając trzecie oko, dając odmienny rodzaj wrażliwości, codziennie pokazujesz mi tyle, że coraz częściej muszę przysiąść na murku.
Bywa, że tak jak kiedyś, do późnej nocy muszę sobie to, co do mnie teraz „mówisz” poukładać w głowie. I znowu jak kiedyś widzę, słyszę czuję nie doświadczając tego bezpośrednio.
Twoje – Moje „nieznane”, wraz z Twoją śmiercią, nabrało zupełnie innego znaczenia. Życie po traumie jest bardzo ciężkie, ból bywa nie do zniesienia, ale zaakceptowanie tego faktu daje nam grunt, do podjęcia próby nauczenia się innego „bycia” w świecie. Od dnia swojej śmierci żyjesz we mnie, z każdym dniem coraz bardziej i nic tego nie zmieni. To ja się zmieniłam, już nieodwracalnie, a teraz Ty prowadzisz mnie w „nieznane”, ścieżką, która prowadzi nawet poza czas.....
A ból? Jak żyć jak tak bardzo boli?
„Agata! To wszystko jest w głowie! Musisz ból poukładać w głowie, tak jak wszystko, musisz to zrobić, żebyśmy mogły pójść dalej...”
Czy ktoś potrafi „poukładać ból w głowie”, tak żeby podjąć próbę życia od nowa? Jak zwykle, serdecznie zapraszam do rozmowy: https://www.facebook.com/groups/649537065904161/

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.