piątek, 2 października 2020

PANIE PIOTRZE, CZY DALEKO JESZCZE?

 

                                                                                  fot. Krzysztof Mikulski

W sobotnie poranki, bez względu na porę roku, na górskich szlakach, można spotkać grupę dzieciaków i ich nauczyciela – przewodnika.

Chodzą zawsze, w słońcu, w deszczu, w błocie i przy mrozach, pokochali to i nawet poranna pobudka w sobotę, nie boli tak bardzo.

Jednak po paru godzinach pieszej wędrówki, gdy siły już coraz mniej, ktoś zawsze zada pytanie: „Panie Piotrze, czy jeszcze daleko?”

Odpowiedź?

Zawsze ta sama: „daleko!” - nawet wtedy, gdy szczyt jest już na wyciągnięcie ręki.

W ten sposób Ola, dostała kiedyś jedną z ważniejszych lekcji w życiu.

Później, wielokrotnie dzieliła się nią ze mną.

Zawsze wtedy, gdy jakaś sytuacja zdawała się przerastać, jak chciałam odpuścić, jak wydawało mi się, że nie mam już siły, ona rzucała to swoje: „Daleko jeszcze Panie Piotrze?”

Zdanie „klucz”, w którym było wszystko: usiądź, odpocznij, pomyśl, ale wstań i idź do przodu, nie wiesz czy daleko, dlaczego zatem zakładasz, że się nie uda?

A może to już za zakrętem?

„Jedną z zalet krętych ścieżek jest to, że pięknie wprowadzają oglądającego w kadr” takim komentarzem opatrzył zrobione przez siebie zdjęcie młody człowiek.

Do tego, znalezionego w sieci obrazu i tego komentarza wracałam wielokrotnie.

Trudno było nie odnieść tego do własnego życia.

Rozmyślając na murku, o wyjściu z zaklętego kręgu żałoby, do głowy przychodzą mi obie te sytuacje.

Widzę siebie na tej ścieżce Pana Krzysztofa i na szlaku Pana Piotra. Wędruję tak już dziesięć miesięcy, licząc na wyjście z ciemności i odrobinę słońca na końcu drogi.

Ale czy to właściwe założenie?

Dokąd naprawdę prowadzi ta droga?

Dlaczego oczekuję „pięknych widoków” jako swoistej nagrody za wysiłek?

Przecież wiem, że na szczycie, nawet po bardzo długiej wędrówce, nie zawsze świeci słońce, nie zawsze zobaczymy to, czego byśmy się spodziewali.

Czy to oznacza, że mogę się poddać?

Dzisiaj bardzo długo siedziałam na murku.......

Po co to wszystko, jeżeli już nigdy nie uda mi się wrócić do życia?

W jakim celu mam tak się starać?

Dlaczego mam tak cierpieć?

Nie mam już siły.........

A w głowie znowu uporczywe: „ Czy jeszcze daleko Panie Piotrze?”

Poddać się?

A jeżeli to już blisko?

„Usiądź, odpocznij, rozejrzyj wkoło, pomyśl i..... idź do przodu!”

No to idę dalej, wierząc mocno w „wykadrowanie” pięknego obrazu na szczycie.

A jeżeli nawet nie będzie mi dane tam dojść, to po drugiej stronie światła, Ola nie powie mi kiedyś, że poddałam się bez sensu.

Tylko czy „jeszcze daleko Panie Piotrze?”


Czy wierzycie w wyjście z żałoby? 

Czy też miewacie takie chwile zwątpienia, że to wszystko ma sens?

Zapraszam do rozmowy  https://www.facebook.com/groups/649537065904161





2 komentarze:

  1. Mysle ze z zaloby nigdy nie wyjde, to juz zostanie ze mna na zawsze. A watpie caly czas,uporczywie , stracilo wszystko sens, taka wegetacja dalej. Pytam ciagle dlaczego ????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zadaję sobie to pytanie, ale staram się poskładać resztę swojego życia. Niestety idzie mi tak jak widać, bardzo różnie, nawet jak przez chwilę jest spokojniej, to potem znowu wszystko traci sens.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.