Nie widziałam Ciebie po śmierci.
Szok, przerażenie i brak możliwości, jakiejkolwiek, realnej oceny sytuacji, przed drzwiami prosektorium wbiły mnie w ziemię. W chwili, gdy trzeba było przejść przez ten próg, moja świadomość wyłączyła się zupełnie. W okoliczności związanej z Tobą, stchórzyłam ten jeden jedyny raz w życiu. Może dlatego, że Ciebie już tam nie było, a to Ty byłaś, całą moją siłą i odwagą do życia?
Tego nie wiem.
Podobno, byłaś piękna jak zawsze, wyglądałaś jakbyś spała i tylko lód Twojego czoła potwierdzał to, co nieodwracalne.
Wiele razy, zastanawiałam się, dlaczego, akurat ta sytuacja tak mnie przerosła?
Czy dobrze, że tak się stało?
Czy to był strach?
Po siedemnastu miesiącach, samotnej wędrówki tutaj, wciąż szukam odpowiedzi na te pytania.
Strach, wykluczyłam szybko, już nie miałam się czego bać, to co najgorsze wydarzyć się mogło, właśnie się stało.
Ktoś powiedział, że najmocniej zapamiętujemy ostatni obraz i że to dobrze, bo pamiętam Ciebie żywą.
Może tak jest, ale nie podjęłam świadomie takiej decyzji. Nie wierzę też, że mogłabym zapomnieć jakąkolwiek sytuację związaną z Tobą. Im więcej czasu mija, tym, obrazów w mojej głowie przybywa. To tak, jakby pamięć nagle doznała olśnienia. Nie! Ja Ciebie nigdy nie zapomnę! Wprawdzie, obraz Twoich związanych gumką włosów i merdającego ogona Zorana, jest bardzo symboliczny, ale wcale nie stał się tym, który pamiętam najbardziej. Jest tylko jednym z wielu. Skąd zatem, takie przekonanie, że ten po śmierci, miałby być szczególny?
Myślę, że dzisiaj już wiem. Żyjemy w świecie, w którym śmierć jest bardzo niepopularna.
Żyjemy tak, jakby jej nie było, jakbyśmy zaklinali rzeczywistość, nie przyjmując do wiadomości, że ona wszystkich nas dotyczy. Wychowujemy kolejne pokolenia, w lęku przed śmiercią i nie mówimy o niej wcale, albo mówimy szeptem.
Starość, choroby, wypadki, samobójstwa, to wszystko nie mieści się w landrynkowej rzeczywistości Instagrama. Gdzie, w tym pędzie, do najwięcej, najlepiej, najszybciej, jest miejsce, na oswojenie tego co nieuchronne?
Kreujemy rzeczywistość, w której żyjemy od narodzin, do wydania ostatniego tchnienia, a później? Marmurowy pomnik - najlepiej na Wawelu.
A przecież, od zamknięcia powiek, do pomnika jest spory kawał drogi. W wielu miejscach na świecie, nie oddaje się go w ręce przemysłu pogrzebowego. Dzisiaj, zdaję sobie sprawę, jak ogromną sztuką jest być do końca. Coś czego ja nie potrafiłam, bo nikt, nie nauczył mnie, jak to się robi i uznał, nie pytając o zdanie, że tak jest najlepiej. A może, ja chciałabym umieć, sama, po raz ostatni uczesać te najpiękniejsze włosy na świecie? Może chciałabym nie bać się zwłok i wiedzieć co należy zrobić po śmierci, tak jak wiedziałam co zrobić, gdy Ola się urodziła? Może wcale nie chciałabym, nie mieć możliwości czuwania do pogrzebu, czuwania w taki sposób, jaki sama uznałabym za stosowny i godny mojego pożegnania z córką? Czy na pewno, jedyna potrzebna nam wiedza, po śmierci dziecka, to numer do zakładu pogrzebowego?
Przecież, to wszystko jest umowne, tak jak zakaz wysypania prochów, w miejscu, w którym „byłoby im najlepiej”.
Dlaczego, nie dano nam wyboru?
Dlaczego, pozbawiliśmy sami siebie, tak ważnej części życia?
Czy byłoby łatwiej, czy trudniej, ja już nigdy się nie dowiem. Czuję, że to jednak, nie tak być powinno.
A ty?
Co odpowiedziałbyś na pytanie: „Czy chcesz ubrać zwłoki?”
I czy byłbyś pewien tej odpowiedzi?
Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161
Tekst napisałam zainspirowana lekturą książki, o której więcej jeszcze napiszę, ponieważ bardzo dużo „poukładała” w mojej żałobie, a na dodatek „dotyka” tematu, który jest dla mnie ciągle za trudny.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.