wtorek, 28 września 2021

"JAGODA PRACUJE W PROSEKTORIUM" - ktoś pokonał mojego demona

 


„Jagoda pracuje w prosektorium.....”

Od dwóch dni noszę w sobie tekst, który przeczytałam na jednym z portali.

Od dwóch lat, noszę w sobie poczucie winy, że okazałam się za słaba i nie potrafiłam przejść przez drzwi prosektorium.

Nie widziałam swojego dziecka po śmierci.....

Ja taka „Siłaczka – dam se radę” czuję się tak, jakbym ją zostawiła samą, na środku tej ostatniej drogi.

Stałam za tymi drzwiami i „umarłam”.

Nie uporałam się z tym, minęło sporo czasu, a to „wywalało” we mnie, przy każdym, drobnym nawet zapalniku.

Nie wiem, dlaczego akurat tego tekstu nie ominęłam. Być może dlatego, że napisała go mama, po śmierci swojego syna, a może dlatego, że na zdjęciu zobaczyłam drobną piękną kobietę, która zupełnie nie pasowała do moich wyobrażeń. Tak czy siak, tekst „przyszedł” do mnie i przyniósł spokój.

Chcę wierzyć, że za tymi cholernymi drzwiami, stała taka właśnie wrażliwa dziewczyna, która wzięła rzeczy, które przyniosłam.

Wyjęła zdarte glany, które przeszły wiele górskich ścieżek, koronkową wieczorową sukienkę, w której Wojtek wyglądał jak zjawisko, jeansową kurtkę, z którą się nie rozstawała, kabaretki....

Wyjmowała powoli i wcale się nie dziwiła, nie oceniała, tak jak nie oceniała tatuaży, ani tego że była piękna. Zrobiła wszystko żeby wyprawić Olę w tę ostatnią drogę, jak na bal. Uczesała jej długie blond włosy, lepiej niż ja bym to zrobiła i nie było jej wszystko jedno, jaki będzie efekt końcowy. Zrobiła za mnie to, do czego nie byłam zdolna, ale zrobiła tak, jak ja bym to zrobiła.

„Odpaliłam” ten film w głowie i legły w gruzach, wszystkie wyryte w głowie schematy, ale razem z nimi upadło moje poczucie winy.

Oczywiście wiem, że mogło być zupełnie inaczej, ale jak było nie wiem, to po co mam wybrać tę gorszą wersję? Dlaczego, założyłam, że za tymi drzwiami pracują bezduszni ludzie, bez uczuć?

Dzisiaj czuję się tak, jakby autorka tekstu, symbolicznie przeszła za mnie przez te drzwi i powiedziała: „Jest tak, jak ma być” Ofiarowała mi spokój, a ja go od niej przyjmuję z ogromną wdzięcznością. Przyjmuję, bez cienia wątpliwości, bo to taka sama mama jak ja, jak Ty, jak Ona...

Może tylko trochę bardziej odważna.

Cały tekst Jagoda pracuje w prosektorium. "Nie łamię kości nieboszczykom" opublikowano na portalu Onet

Jakie było wasze wyobrażenie? Czy mieliście z tym taki problem, jak ja?

Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161

piątek, 24 września 2021

PREZENT NIEOCZYWISTY - czyli kolejne urodziny

 




Dzisiaj są Twoje urodziny.

Leciwa baba z Ciebie. Pamiętasz? Zgodnie z Twoją teorią, taki wiek, to już starość:-)

Uzyskałabyś dzisiaj bierne prawa wyborcze, co jak znam życie, bardzo by Cię ucieszyło. Jednak obie wiemy, że niewiele straciłaś, bo politykiem, nie byłabyś nigdy. Wojującą opozycjonistką, wszędzie tam, gdzie dzieje się krzywda - owszem, ale na ulicy, nigdy za biurkiem. Tak na marginesie, to powiem Ci Wojtek, że w obecnej rzeczywistości, to Ty byś już chyba, z tej ulicy nie miała kiedy do domu wrócić. Tak tu się „kolorowo” zrobiło.

Kim byś była?

Tym razem, nie ulegnę już pokusie, napisania kolejnego scenariusza.....

Dla mnie, tak jest lepiej i wiem, że Ty zrobiłabyś to samo.

Ta historia dobiegła końca. Była najpiękniejszą historią w moim życiu, była prawdziwym darem od losu, ale się skończyła.

Zostałaś we mnie, we wszystkim tym, czego mnie nauczyłaś, we wspomnieniach i w mojej miłości do Ciebie. Tak będzie zawsze, ale chcę napisać jeszcze swój ciąg dalszy.. Moją własną historię.

Dlatego bardzo nieoczywisty prezent Ci kupiłam :-)

Z okazji Twoich urodzin, Zoran dostał szkolenie. Będzie umiał wszystko to, czego Ty chciałaś go nauczyć.

Pójdziemy i pojedziemy wszędzie tam, gdzie Ty chciałaś go zabrać i zobaczymy, czy tam jest tak, jak mówiłaś. :-)

On jest bardzo zdolny. Ja, niestety trochę mniej :-) Poligon to nie jest coś, do czego starsze panie, bardzo się nadają. Ten podarunek dla Ciebie i Zorana, nieoczekiwanie, okazał się motorem do życia, dla mnie. Biegi w błocie, kontakt z pozytywnie zakręconymi ludźmi i ich psami, codzienne treningi i coraz bardziej intensywne spacery, nie zostawiają dużej przestrzeni na przeżywanie żałoby.

Na dodatek „piękniejemy”. Ruch na świeżym powietrzu zawsze poprawiał mój wygląd. Lepszy wygląd poprawiał nastrój i motywację. Chęć życia, która wykiełkowała we mnie, już jakiś czas temu, tak pielęgnowana, szybko rośnie. Tak krok po kroku, codziennie jestem dalej, zostawiając za sobą Panią Hydrę, mam nadzieję, że już bezpowrotnie.

Zaczynam się zastanawiać, czy ja na pewno Ciebie obdarowałam?

Umiem sobie wyobrazić, jak teraz się śmiejesz, ale wiem, że tak właśnie byś chciała i że tak jest dobrze.

Mam nadzieję, że dzisiaj już niczego nie muszę Ci życzyć. Bądź szczęśliwa malutka i nie zgub mi się tam po drugiej stronie. Jeżeli  jesteś, możesz już wszystko, to popatrz na nas łaskawym okiem i uśmiechnij się, widząc jak przeskakujemy, przez coraz wyższe przeszkody. Ten „za duży” piesek, naprawdę uratował mi resztę życia, dobrze że byłaś wtedy takim uparciuchem.

Wszystkiego „najlepsiejszego” !


ps. Oczywiście zjemy "za Ciebie" bajaderkę :-) 






poniedziałek, 13 września 2021

POJEDYNEK "NA CIERPIENIE"

 


Szukałam ratunku, wśród ludzi o podobnym doświadczeniu.

Intuicyjnie, zupełnie bez zastanowienia, wchodziłam w relacje z każdym, kto po stracie, pojawiał się na mojej drodze.

Jedyną moją intencją, było znalezienie sposobu wyjścia z żałoby i pozbycia się bólu. Chciałam wrócić do żywych i jeszcze móc się uśmiechać.

Wrodzona ciekawość świata i otwartość, na drugiego człowieka, zdecydowanie mi to ułatwiały. Nie boję się ludzi, nie boję się odmienności, potrafię słuchać, staram się nie oceniać choć, to ostatnie, przychodzi mi najtrudniej.

Przez wiele miesięcy, wsłuchiwałam się w historie o śmierci i przeżywaniu. Bywało, że brakowało już słów i wtedy siadałam, obok leżących na ziemi ludzi, żeby wspólnie pomilczeć. W zamian dostawałam to samo. Zawsze było mądrze, zawsze było spokojnie i nawet gdy odmiennie i niewygodnie, to z ogromnym szacunkiem i „szeptem”.

Nie zawsze było nam ze sobą „po drodze” światopoglądowo, wyznaniowo i kulturowo, ale żałoba łączy i otwiera nas na cierpienie innych. Doskonale rozumiemy stratę, sami jej doświadczając.

Dzisiaj zastanawiam się, czy byłam w tym wszystkim szczęściarą?

Czy wraz z żałobą dostałam w pakiecie dobrych i mądrych ludzi?

Nie wiem...

Może to był przypadek, a może tak nieświadomie wybierałam, albo zadziałała zasada, że podobne przyciąga podobne.

Słuchać, zamiast przekrzykiwać swoją prawdę, słuchać, nawet gdy się nie zgadzam, słuchać!

To był klucz do tego, żeby zbudować swoją drogę. Każdy brał z tego tyle, ile zechciał i to co było mu potrzebne. Bez hejtu, wymądrzania się i „ciągnięcia kołdry” w swoją stronę.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, naprawdę miałam szczęście.

Coraz częściej, z ogromnym zdumieniem przyglądam się zachowaniu ludzi przeżywających żałobę, lub deklarujących, że są w żałobie już bardzo długo.

Nauczona skutecznie, że nad grobem panuje cisza, czasami nie mogę uwierzyć w to, co zdarza mi się przeczytać na forach „wsparcia”.

Wszystkie matki w żałobie powinny:

tylko płakać

tyko cierpieć

ubierać się właściwie

myśleć tylko o stracie

modlić się i błagać o zbawienie

Jeżeli myślisz inaczej, to coś z Tobą nie tak.

Nie możesz:

uśmiechać się

płakać za dużo

palić kadzidło

„rozmawiać” z dzieckiem

wspominać „za bardzo”

Musisz!

się ogarnąć

przyjąć do wiadomości, że to już koniec, twój też!

Idź do księdza!

Idź do znachora!

Idź do terapeuty!

Śmierć „gorsza i lepsza”:

Dziecko boli bardziej niż matka.

Mąż lepszy od partnera.

Co ty tam wiesz, za młoda jesteś, ja to już.....

Masz jeszcze dzieci, to co to za strata!

To była patologiczna rodzina.

Bóg tak chciał!

Nigdy z tego nie wyjdziesz!

Nie oszukuj się!

Ja cierpię najbardziej, już tyle lat w żałobie.

Moja żałoba jest święta, bo ja mocnej wierzę!
Nie rozumiesz a ja rozumiem!

Nie wiesz a ja wiem!

Nikt nikogo nie słucha, nikt o nic nie pyta, każdy prowadzi swój popisowy monolog, z którego kompletnie nic nie wynika, jedyne czego się oczekuje to brawa.

Czasami chcę krzyknąć: „Cisza do cholery!”

Najczęściej jednak odchodzę, z szacunku do Tych wszystkich zmarłych, przez których Ci ludzie się spotkali, z szacunku do Oli, Tomka i z szacunku do siebie.

Za długo i za ciężko pracuję nad tym, żeby w moim życiu było jakieś „dalej”. Nie pozwolę sobie wmówić, że albo jestem nienormalna, albo mi się wydaje.

Otóż nie wydaje mi się. Nic mi się nie wydaje. Można wyjść z żałoby, można wyjść będąc już innym, ale wcale nie gorszym człowiekiem.

Masz prawo uważać inaczej, ale nie masz prawa narzucać tego nikomu w taki sposób.

To, czy uda nam się pokonać hydrę, zależy również, od wsparcia, które dostaniemy od świata. Czasami, bardzo potrzebujemy pomocnej dłoni drugiego człowieka, ale tylko pod warunkiem, że to naprawdę dłoń, która niesie wsparcie. Dlatego, zanim napiszemy komentarz, zanim zaczniemy forsować swój punkt widzenia, jako jedynie słuszny, zastanówmy się, kto stoi po drugiej stronie? Czego tak naprawdę potrzebuje? 

Może czasami warto ugryźć się w język, albo przejść obok zamiast powiedzieć za dużo.

Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161




czwartek, 9 września 2021

CHYBA ŻYCIE CI ODJECHAŁO .....

 



Jestem!

Jestem.....

Jestem?

Dwa lata żałoby, żalu, rozpaczy, tęsknoty.

Dwa lata walki z Hydrą, o własną przyszłość.

Dwa lata szukania sposobu na to, żeby nie być już zakładnikiem traumy. Decyzje lepsze i gorsze, asekuracyjne i prawie desperackie, mądre i zupełnie pozbawione sensu. Próby, starania i ciągła praca.

W końcu przychodzi „ten” dzień, czuję się jak więzień, któremu, za dobre sprawowanie, skrócono dożywotni wyrok.

Jest spokojniej, jaśniej, cieplej, widzę słońce, mam nadzieję. Już potrafię się uśmiechać, doceniam drobiazgi i nie kreuję złych scenariuszy, ale....

Kompletnie nie wiem „Co dalej?”

Im dłużej się temu przyglądam, tym częściej odnoszę wrażenie, że moje życie odjechało.

Jestem sama, w nowym miejscu, większość moich znajomości "zweryfikowała" strata, bardzo chcę pójść do przodu i.... nie potrafię. Siadając na murku, myślę, że żałoba bolała, ale nauczyłam się z nią żyć. To może wydać się niedorzeczne, ale miała ogromny zawór bezpieczeństwa. Skupiała na mnie, uwagę świata. Wszystko usprawiedliwiała i tłumaczyła najdziwniejsze nawet stany i poczynania. Budziła współczucie i rozmywała odpowiedzialność za siebie i własne decyzje. Była ciężka, ale sprowadzała się do szukania jednego tylko rozwiązania.

Chciałam,  żeby się skończyła, żeby  mniej bolało, albo nie bolało wcale.

A dzisiaj ?

Moje „Co dalej?” dotyczy wszystkiego, całej mojej przyszłości. Od decyzji, które podejmę teraz, najprawdopodobniej, zależeć będzie moja starość. Mam coraz mniej przestrzeni na błędy a uświadomienie sobie tego, potrafi skutecznie sparaliżować, jakiekolwiek działanie.

Czuję się jak więzienny bibliotekarz ze „Skazanych na Shawshank”, który po odbyciu długiego wyroku, już będąc na wolności, popełnił samobójstwo.

Czy mając tyle lat co ja i takie doświadczenie, można nie umieć żyć?

Czy może być za późno na kolejną lekcję?

Czy naprawdę, żałoba może okazać się łatwiejsza, niż życie po niej?

Dowiedziałam się o sobie więcej, niż kiedykolwiek wcześniej, ale to co wiem, powoduje że patrząc teraz w lustro, zupełnie nie znam tej kobiety.

Agata „ w czystej postaci” z której zdjęto pięćdziesiąt lat ról i oczekiwań społecznych, to zupełnie obcy, człowiek. Prawdziwie wolny, nieprzynależny do nikogo i niczego, desperacko odważny, to na pewno nie ta sama osoba, którą znałam pół wieku.

Jak mam z nią zbudować cokolwiek, od czego zacząć?

Wiele razy w życiu rozwiązywałam bardzo trudne problemy. Te przeciwności, „odpalały mnie” do działania, a dzisiaj....  Stoję i gapię się w przyszłość, jak wół na malowane wrota, coraz mniej wiem i nie potrafię ruszyć z miejsca.

Tak sobie rozmyślam od tygodnia, codziennie borykając się z milionem zwykłych drobiazgów, które w moim wydaniu, niespodziewanie nauczyły się rosnąć :-) Jedyne, co przychodzi mi teraz do głowy, to kolejny murek i uczciwa rozmowa z „tą nową”.

Od czegoś muszę zacząć.

Ale czy to w ogóle jeszcze jest możliwe?

Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161



sobota, 4 września 2021

CZEGO TY JESZCZE CHCESZ CZŁOWIEKU?

 


Jak Ty sobie to wyjście z żałoby wyobrażasz?

Przecież, nigdy nie będzie tak, jak kiedyś.....

To jedna z reakcji na mój poprzedni wpis. Pytanie, które przykuło moją uwagę i zainspirowało do dalszej rozmowy.

„Nie będzie tak jak kiedyś”

Oczywiście, że nie będzie, ale przecież nigdy nie jest, tak jak kiedyś. Czas mija, życie nie zatrzymuje się wtedy, gdy odczuwamy radość. Nikt nie jest szczęśliwy zawsze.

Oczywistym jest, że po przeżyciu traumatycznych wydarzeń, wychodzimy bardzo okaleczeni, ale to dotyczy nie tylko śmierci.

Od nas zależy, czy będziemy w nieskończoność rozdrapywać te rany, czy pozwolimy im się zabliźnić.

Razem ze śmiercią kochanych osób umierają nasze plany i oczekiwania. Misternie budowana przez lata rzeczywistość, rozsypuje się jak zamek z piasku. Odnoszę wrażenie, że to boli nas najbardziej.

Miałam być towarzyszką sukcesów i porażek Oli, miałam być teściową, może babcią. Miałam słuchać opowieści z wypraw po świecie, które od dawna miała ułożone w głowie, miałam być jej wsparciem, aż nasze role się odwrócą i to ona zaopiekuje się mną. Miałam...

Tak budowałam nasze życie i taką wizję wykreowałam w swojej głowie, ale czy ktoś mi obiecał, że tak będzie? Żyłam w świecie, którego nie ma. Przekonujemy się o tym w zderzeniu ze śmiercią. Wszystkie plany, dotyczą nieistniejącej rzeczywistości a podporządkowywanie im życia jest zupełnie bez sensu. Taki schemat powoduje, że tak naprawdę nie żyjemy nigdy, dzisiaj nas nie ma, bo jesteśmy w trakcie ciągłej realizacji zamierzeń, jutro okazuje się dane innym.

Tęsknię za nią bardzo, tęsknię za długimi rozmowami, za polemiką, za jej śmiechem, zapachem włosów, za tym że inspirowała mnie do rozwoju i dawała kopa do życia, ale ….

Gdy przyglądam się temu, spokojnie siedząc na murku, potrafię już tak  zmienić perspektywę, żeby dostrzec, jak dużo dostałam, ile z tego wyniosłam, jak bardzo się zmieniłam i że tego nikt, nigdy mi nie zabierze. Tylko ode mnie zależy, czy rozwinę to w sobie, czy zmarnuję. A ja zmarnować nie chcę, dlatego uśmiecham się do wspomnień i przywołuję te, które pomagają iść do przodu. Dostałam w spadku od Oli, wypełniony po brzegi kuferek, gotowych narzędzi i rozwiązań. Od wszechświata dostałam siłę, po przodkach została mi pracowitość. To wystarczający kapitał do budowania swojego nowego życia. To nie jest proste, bywa bolesne, bywa denerwujące, bywa nawet śmieszne, ale czy kiedykolwiek budowanie życia było łatwe?

Jakie chcę żeby było?

Nie mam zupełnie żadnych oczekiwań, nie planuję i nie kreuję scenariusza. Słucham, uważnie się przyglądam i staram się pójść ścieżką, która przychodzi. Spokojnie, bez chęci przypodobania się, bez dbałości o to: „Co ludzie powiedzą”, bez spełniania czyichkolwiek oczekiwań, po raz pierwszy w życiu z troską o siebie.

I wiecie co?

To działa!

Wokół mnie zrobiło się spokojnie, coraz częściej „zagląda tu” słońce, zniknęli ludzie, których od dawna nie powinno być w moim życiu. Coraz częściej przysiadają obok inni i wszystko wskazuje na to, że są z mojej bajki, i chcą zostać. Niektórzy pewnie posiedzą przez chwilę, inni zostaną na dłużej, ale to będzie ich decyzja, ja już o niczyją uwagę zabiegać nie będę.

Świat nie jest naszym wrogiem, nie ma takich Bogów, którzy chcą zrobić nam krzywdę, albo ukarać za wyimaginowane grzechy. Wystarczy z ciekawością i bez strachu rozejrzeć się wokół a rozwiązania przychodzą same.

Czym dla mnie jest wyjście poza żałobny krąg?

Odzyskaniem radości życia, ciekawości świata i ludzi, patrzeniem „za horyzont” i chęcią rozwoju. Właściwym postrzeganiem zjawisk i nieuleganiu chęci oceny.

A tak najbardziej, to nie chciałabym zgorzknieć i zestarzeć się, stojąc nad urnami.

A Ty czego byś chciał po przeżyciu żałoby?

Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161

czwartek, 2 września 2021

USIĄDZIESZ OBOK MNIE?

 


Rozumiem, że możesz jeszcze nie przyjąć tego co chcę Ci powiedzieć. Rozumiem że stoisz w miejscu, w którym nie jesteś gotowy zobaczyć nic innego niż strata. Też tam byłam, leżałam na tym samym dnie rozpaczy i nie widziałam jutra. Doskonale pamiętam, gdy rano budziłam się z myślą, że nie chcę żyć dalej, a zasypiałam z poczuciem, że umrę z rozpaczy. Ból fizyczny i psychiczny doprowadził mnie do miejsca, w którym zdałam sobie sprawę, że albo śmierć z wyboru, stanie się moim udziałem, albo …

Jestem tchórzem, o czym przekonałam się bardzo szybko. W dniu pogrzebu, miałam w głowie gotowy plan na spotkanie z Olą, jednak zabrakło mi odwagi. Już wiem, że życia odebrać sobie nie potrafię.

Została druga opcja „albo”.

Dla mnie, oznaczała podjęcie walki o siebie i resztę życia, szukanie drogi do wyjścia z więzienia traumy.

Okazuje się jednak, że jest też trzecia opcja.

Można zastygnąć i trwać. Stojąc nad grobem, jak mantrę powtarzać: „Nie ma jutra”

Chodzić na cmentarz i wracać z cmentarza, czekając na własną śmierć.

Tak przez rok, dwa, pięć, trzydzieści lat...

Można, ale ….

Czy naprawdę tego chcesz?

Dlaczego, nie dasz sobie szansy?

Dlaczego, nie chcesz nic zrobić, żeby odwrócić się przodem do życia?

To może się nie udać, na pewno będzie bardzo trudne, ale nie podejmując tej próby, przegrywasz na starcie.

Ja już wiem, że to da się zrobić. Codziennie mój świat jest spokojniejszy, coraz więcej w nim światła i ciepła. Potrafię szczerze być wdzięczna, potrafię się uśmiechnąć do ludzi, do zdarzeń, nawet do wspomnień.

To nie stało się samo, nie przyszło ani szybko, ani łatwo. To była ciężka praca nad sobą, to były upadki, zwątpienia, kolejne „strzały” od życia.

Z drugiej strony, była odwaga, przecież to co najcenniejsze w życiu, już straciłam. Żyjąc ze świadomością, że najgorszy dzień, ma się już za sobą, człowiek nie boi się niczego.

Była też wola życia i świadomie podjęta decyzja, że się nie poddam.

Była nadzieja i wiara w to, że jeszcze będę szczęśliwa.

Tak zwyczajnie, bez oczekiwań i wielkich planów, po prostu.

Była zupełna zmiana perspektywy i przewartościowanie wszystkiego.

Dlatego, nie ma we mnie zgody na próby wepchnięcia mnie, z powrotem do tego „lochu”, w którym spędziłam prawie dwa lata.

Nie zgadzam się z twierdzeniem, że po śmierci dziecka nie wychodzi się z żałoby.

Przerażają mnie, starania o udowodnienie mi, jak bardzo się mylę, gdy mówię, że można, że trzeba próbować.

Szanuję Twoją decyzję, jeżeli chcesz tkwić w miejscu w którym cierpisz, to Twoje życie i Twoje prawo, ale uszanuj to o czym mówię. Możesz tego nie przyjąć, ale uszanuj.

Ja sobie tu usiądę i będę opowiadać, o każdym najmniejszym nawet kroku, który pomógł, o wspaniałych ludziach, którzy szli ze mną i też uczciwie przeszli tę drogę. O tych, którzy upadają, ale próbują. Będę opowiadała o sposobach na Hydrę i o tym, że nie jest taka silna jaką udaje.

Uczciwie odpowiem każdemu kto zapyta, tak jak mnie odpowiadali ludzie, których ja kiedyś pytałam. Obiecałam na samym początku, że jeżeli znajdę sposób, to się nim podzielę, więc  będę tu siedziała i opowiadała.

Piszę o tym, obserwując rozmowy na forach dotyczących żałoby. Bardzo rzadko, trafiam na wpisy dające nadzieję. Pod większością rozpaczliwych próśb o pomoc i wsparcie,  pojawiają się komentarze, które nie pozostawiają cienia wątpliwości, że oto właśnie nastąpił koniec życia, niczego już nie będzie oprócz cierpienia. A ja wiem, że to nie jest prawda, że można inaczej i wiecie co?

Nikt tego nie słucha.

Prawie nikt nie traktuje poważnie.

A ja się zastanawiam dlaczego?

Dlaczego nie szukają, nie pytają, świadomie nie podejmują działania?

„Tak Ci się wydaje”.

„Nie wychodzi się z żałoby po stracie dziecka”

„Co Ty tam wiesz....”

„Co Ty jeszcze widzisz przed sobą?”

Takie zdania, bardzo skutecznie odbierają chęć do rozmowy, ale ja nie odpuszczę i będę opowiadać, każdemu kto zechce posłuchać i przynajmniej przez chwilę się nad tym zastanowić.

Może jeszcze nie dzisiaj, może nie jutro, ale może kiedyś będziesz gotowy, żeby to przyjąć.

Posłuchasz?

Przysiądziesz się do mnie?

Uwierzysz?

Spróbujesz?

Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161