środa, 6 października 2021

KOLCE MI UROSŁY - MACIE SPOSÓB NA JEŻA?

 


Od prawie dwóch lat, opowiadam historię swojej żałoby po śmierci Oli. Uczciwie, bez kolorowania, przelewam na papier wszystkie emocje, które przychodziły. Pisałam o tym, jak sobie z nimi radziłam, albo nie radziłam. Od kilku tygodni mam odwagę, żeby przeczytać o tym z pozycji odbiorcy. Wspomnienia „dotykają” budzą refleksję, ale odświeżone pozwalają mi odnieść je do tego, co przeżywają inni. Więcej czytam, niż piszę i staram się spojrzeć na Panią Hydrę, z szerszej perspektywy. Byłam świadkiem, wielu zupełnie bezsensownych „konfliktów”, między ludźmi w żałobie. Niejednokrotnie otwierałam oczy, zdumiona tym, jak z bezchmurnego nieba zaczynają lecieć pioruny.

Przysiadłam na murku i zastanawiam się, czy ja też tak samo? Czy zdarzyło mi się wdać w zupełnie niepotrzebną dyskusję, albo zaatakować?

Pierwsza myśl: Nigdy w życiu!

A w głowie głos Wojtka: Agata! Nie ściemniaj! Siebie nie da się oszukać. Przypomnij sobie....

Szukam w głowie.... jest!

Przypominają mi się dyskusje o cierpieniu, w grupach ludzi wyznających wiarę katolicką. Koncepcja popatrzenia na siebie, jak na Matkę Boską, po stracie dziecka, zupełnie mi nie odpowiadała. Argument: „zostałaś wybrana” wtedy, gdy ja czułam się przeklęta, powodował we mnie furię. Omijałam, z szacunku do wiary i żałoby, ale zdarzało się, że ktoś bardzo nachalnie, wręcz prostacko, narzucał mi swój punkt widzenia i mimo próśb nie przestawał. Ostatecznie, najczęściej padał argument, że to kara za grzechy i kłopot gotowy. „Odpalał” się we mnie demon rozmowy, na racjonalne argumenty i..... szkoda słów. Nie jestem z tego dumna, ale tak właśnie było. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, zastanawiam się, dlaczego tak reagowałam? To nie jest zgodne z moją naturą, ani z moimi zasadami i za każdym razem „wyło” we mnie jak syrena alarmowa, a jednak taka była moja reakcja. Dlaczego?

Do głowy przychodzi mi jeż. Takie miłe, sympatyczne zwierzątko, które w sytuacji zagrożenia zwija się w kłębek i trzęsie, żeby jego kolce mocniej raniły. Zdałam sobie sprawę, że wyrosły mi takie kolce, żeby obronić tego człowieka we mnie, który usiłuje pozbierać resztki siebie z ziemi i coś z nich ulepić. Trauma wyostrza reakcję na niebezpieczeństwo, krzywi obraz i nakłada nasze wyobrażenie o intencjach innych ludzi. Bardzo łatwo zareagować na pozornie neutralne słowo. Większość z was wie, jak działa na mnie komunikat „musisz” „wszyscy powinni” „weź się ogarnij”.

Ludzie, którzy to mówią, najczęściej nie mają żadnych złych zamiarów, nie zdają sobie sprawy, nie potrafią, myślą że tak jest dobrze. Tylko co z tego, jak ja już dawno zwinęłam się w kłębek, trzęsę kolcami i nie potrafię racjonalnie ocenić sytuacji? 

Sytuacja robi się jeszcze trudniejsza, gdy na swojej drodze trafiam, na takiego samego "jeża" jak ja. Nietrudno sobie wyobrazić, co dzieje się w nas przy takim spotkaniu, na źle zinterpretowanym gruncie. Przecież przychodzimy do tych grup po wsparcie, po zrozumienie, po pomoc. Nie chcemy dokładać sobie bólu, nie chcemy ranić innych, nasze intencje są dobre a mimo to dochodzi do takich sytuacji.

Żałoba to całe spektrum emocji, smutek, żal, gniew, złość były dla mnie oczywiste, ale teraz, widzę jeszcze strach i panikę. To one robią największy „hałas” tam, gdzie powinna być cisza.

To one wybijają w nas, wszystkimi zaworami bezpieczeństwa. Bywają przykre i zupełnie niezrozumiałe dla innych a rozpędzone trudno zatrzymać. Później, gdy kurz opada, czujemy się z tym źle, jest nam przykro, staramy się to wszystko zamieść pod dywan i jak najszybciej zapomnieć, ale one zamieść się nie dają i przy najbliższej okazji znowu pokażą co potrafią. 

Nie chcę być jeżem :-)

Nauczę się,  „przytulać” swój strach, chować kolce i ugłaskam jeża w sobie, a Ty? 

Spróbujesz ze mną?

Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161

Zdarza wam się pokazać kolce?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.