Powiedz, co zrobiłaś, żeby Ci się chciało żyć? Skąd wzięłaś siłę?”
Na
tak zadane pytania nie ma jednej, prostej odpowiedzi.
Opowiadam
swoją historię od dnia, w którym los wyłączył mi prąd.
Wystawiłam na światło dzienne swoje przeżywanie straty. Najpierw
po to, żeby wyrzucić z siebie ból później, żeby skonfrontować
swoje doświadczenie z innymi rodzicami. Dzisiaj już tylko po to,
żeby pokazać, że można wyjść z więzienia żałoby. To wszystko
było intuicyjne, działo się z wewnętrznej potrzeby, którą
przyjmowałam i starałam się zaspokoić. Bez cienia kalkulacji i
dyplomacji, bez zastanawiania się nad nad konsekwencjami, poszłam
za wewnętrznym głosem. Nie ma jednego zaczarowanego sposobu, nie ma
drogi na skróty, nie ma idealnej terapii, duchownego, guru ani
różowej tabletki na szczęście. Dzień po dniu, metodą prób i
błędów, raz dwa kroki w przód, raz jeden do tyłu,
każdy buduje swoją drogę do wyjścia z traumy. Ja swoją przeszłam
uczciwie, wypracowałam każdy jej milimetr, wiele razy upadałam i
tyle samo razy wstałam. Wypłakałam, wykrzyczałam i wytupałam
cała swoją bezsilność, poczucie winy i niesprawiedliwości.
Wypróbowałam każdą propozycję, każdy pomysł, jaki się
pojawiał. Rozmawiałam z każdym, kto tylko zechciał się podzielić
swoim doświadczeniem, słuchałam każdej opowieści. Czytałam,
rozmyślałam i po malutkim kawałeczku budowałam swoje wyobrażenie
śmierci i tego, co po niej, ale przede wszystkim zobaczyłam, jaką
wartość ma życie. Gdybym dzisiaj miała wskazać jeden przełomowy
element w całej tej układance, to zawsze powiem, że wszystko
zaczyna się od podjęcia decyzji. Nie potrafię umrzeć, więc
zrobię wszystko, żeby żyć i nie oddać tego życia walkowerem.
Nie chciałam stać przez następne lata wpatrzona w urnę, nie
chciałam tak bardzo cierpieć, nie chciałam utopić się w
smutku.. Kto mógł mi pomóc? Kto wiedział najlepiej, czego
potrzebuję? Kto zna mnie lepiej niż ja sama? Od tego zaczęłam, po
raz pierwszy w życiu postawiłam siebie przed Olą. Jakkolwiek to
zabrzmi, dotarło do mnie, że to jej życie się skończyło, nie
moje. Jestem na tym świecie tak samo ważna, jak każdy inny
człowiek, moje życie ma taki sam sens. Życie przynosiło mi wiele
radości, której nawet nie zauważałam, miłości, której
nie doceniłam, zwykłego codziennego szczęścia, którym nie
potrafiłam się cieszyć. Doświadczyłam straty, przeżyłam
żałobę, ale przecież boli tak bardzo właśnie dlatego, że
wcześniej dostałam coś wyjątkowego. Nikt się ze mną nie
umawiał, że to będzie na zawsze. Każdy wie, że życie daje
wszystko, tylko my uparliśmy się przyjmować to, co nam
pasuje. Wstając rano myślę tylko o tym, co tu i teraz,
wiem, że przeszłości już nie ma, a przyszłość nie każdemu
będzie dana. Cieszę się chwilą, każdym najmniejszym drobiazgiem,
nie oczekuję, nie buntuję się, uznając, że tak jak jest, jest
dobrze i widocznie, tak ma być. Odzyskałam spokój, coraz częściej
się uśmiecham, choć wiem, że te chwile też przeminą. Zamiast
krzyczeć do życia: Daj mi! Pytam: Co mi dzisiaj przyniesiesz i
przyjmuję to, co przychodzi. A siła? Nie wiem... Osobiście uważam,
że rodzimy się kompletni, wyposażeni we wszystko, co będzie nam
potrzebne, wierzę w to, że każdy ma siłę w sobie, tylko czasami
o tym nie wie.
Zapraszam do rozmowy o sile grupa na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161


