Jestem silna!
Jestem mocna!
Znowu „dam radę”!.
Wraca stary schemat, a ja zachowuję się tak, jakbym niczego się nie nauczyła.
Brak pokory, brak szacunku do siebie i pracy włożonej w budowanie wszystkiego na nowo.
Wracam do starych schematów, pozwalam sobie na sytuacje, relacje i wybory, które mocno nadwyrężają spokój. Narażam się zupełnie świadomie na stres, adrenalinę, podkręcam tempo, śrubuję wytrzymałość.
Praca stawia mnie przed bardzo trudnym wyborem.
Wybieram niezgodnie z tym, co czuję, bo...
Włącza się rozum, który mówi: „oszalałaś, nie możesz inaczej, musisz, nie masz innego wyjścia!”
Cały tydzień borykam się z narastającym stresem. Dodatkowo funduję sobie przypominajkę z galerii zdjęć w smartfonie. Rok temu stałam na moście i codziennie rano fotografowałam wschód słońca. Wtedy czerpałam z tego siłę, dzisiaj pamiętam już tylko jedno, za moimi plecami Tomek żegnał się z życiem. Codziennie nowe zdjęcie i codziennie nowe wspomnienie ze szpitala, hospicjum, cmentarza.... a ja nie potrafię wyłączyć tej cholernej galerii. Znowu przerasta mnie wszystko, wpadam w panikę a w głowie tylko jedno, niech już będzie piątek, odpocznę, odzyskam spokój, poukładam to od nowa, szybko pozbieram to, co się rozsypało.
To znowu schemat, działać trzeba natychmiast, nie można odkładać ratowania spokoju. Na dodatek piątek daje przestrzeń do zupełnego pogrążenia się w żalu. Mając przed sobą weekend, mogę się zadręczać do woli. No i zadręczam, lawiną myśli, wątpliwości, a przede wszystkim samobiczowaniem, bo: znowu zepsułaś Agata! Co Ty sobie w ogóle myślałaś? Niczego się nie nauczyłaś! Od tego już tylko krok do napisania najgorszego z możliwych scenariuszy na resztę swojego życia, później jeszcze tylko przekonanie siebie o tym, że to wszystko wymyślone na pewno się wydarzy i....
Na szczęście na więcej nie miałam już siły, a sen pomógł odzyskać równowagę.
Co dalej?
„Wańka Wstańka” zaczynam raz jeszcze. Piję herbatę, medytuję, spaceruję i siedzę na brzegu rzeki, rozmawiam z ludźmi. Proszę o wsparcie i przyjmuję je obiema rękami, choć to ciągle sprawia mi problem, odpoczywam i przyglądam się z ogromną uwagę temu, co się stało.
Czego się dowiedziałam, czego jeszcze muszę się nauczyć?
Spokój to nie jest coś, co można wypracować na zawsze.
Codziennie budujemy go na nowo. Zawsze będą sytuacje, które ten spokój naruszą lub zupełnie zburzą, ale to mija. To bardzo bolesne i wyczerpujące, ale jeżeli już się zdarza, to im szybciej przepłynie, tym lepiej. Wiem, że wszystkie sprawdzone wcześniej metody działają, już nie muszę ich szukać, tylko świadomie po nie sięgam i wracam do równowagi. Najważniejszą lekcją, którą wyniosłam, jest to, że nie można działać wbrew sobie. Jeżeli to tylko możliwe, to należy ominąć sytuacje, które wymagają od nas więcej, niż możemy dać w danej chwili. Codziennie trzeba najpierw zadbać o siebie. Sen, świadomy posiłek, spacer, rytm dnia i nocy, praca we właściwych proporcjach, czas na odpoczynek to bardzo pomaga w utrzymaniu równowagi. Najważniejsze jednak jest życie w zgodzie z sobą. To jedyne prawdziwe źródło spokoju i zwykłego szczęścia. Jeżeli robisz, czujesz, myślisz i mówisz to samo, to nic z zewnątrz nie zburzy Twojej równowagi.
To bardzo trudne, ale może o to właśnie chodzi w moim „nowym” życiu.
Zapraszam do rozmowy grupa na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.