piątek, 10 czerwca 2022

JESTEM "KRÓLEM".....



 Dwadzieścia siedem lat temu, na najniższym szczeblu zawodowej kariery, zupełnie niezgodnie z planem, wbrew sobie i marzeniom realizuję program odpowiedzialności za rodzinę. Potrzebujemy pieniędzy i nie mamy gdzie mieszkać. Wchodzę w to, bo tak trzeba i kropka. Dzieje się, dzieje się, dzieje się.... 

Czteroletnia Ola trafia ze mną do biura, bo "muszę jeszcze tylko szybciutko tu skończyć....." Ona to lubi. Do dzisiaj pamiętam zachwyt w jej oczach i pytania: „Mama, a to co?” 

Jesteśmy same i ona zagląda do gabinetu, miłościwie nam wówczas panującego człowieka o nazwisku Król.

Mama! A tutaj kto siedzi????
Odpowiadam, że prezes i że „Król” opowiadam o swojej pracy o szczebelkach i strukturze, ona patrzy, a zdumione oczy ma jak coraz większe talarki. Wieczorem dopytuje o wszystko. Dla niej stanowisko prezesa jest równoznaczne z koronacją i niewyczerpalnym workiem pieniędzy. Na końcu pada zdanie, które odbija się we mnie echem przez całe życie: „Mama a ty nie mogłabyś być takim królem?” Zawsze wtedy, gdy życie wymagało ode mnie więcej, niż mogłam włączało się to, gdybym była.... Wtedy chciałam, chciałam dla niej, tylko i wyłącznie ze względów finansowych. Gdybym była „królem” nie musiałabym odmawiać jej wielu rzeczy, nie musiałabym dorabiać, mogłabym … Lata mijały, ja przeskoczyłam parę szczebelków kariery i uznałam, że to już jest maksimum moich możliwości. Umiera Ola, życie pokazuje mi całą prawdę. Dwa lata buduję swoją nową tożsamość, myślę o zmianie profesji. 
Chcę pracować w piekarni. 
Tak, chcę sprzedawać chleb, bo o poranku do tego cudownie pachnącego miejsca przyjdą zawsze zadowoleni ludzie. 
Nie będą rościć, nie będą złorzeczyć i wyrażać niezadowolenia, zagadają jak do człowieka i pójdą. Kasa? Ja już znam jej wartość. 
Że praca ciężka? 
Bywało, że musiałam sprzątać, żeby przeżyć. 
Po dziadku odziedziczyłam pracowitość i szacunek do pracy. 
Ogólnie? 
To lubiłam, mogłam długo i dużo. 
I w takim momencie życie mówi zupełnie coś innego. Jakby chciało złapać i zawrócić ze źle wybranej drogi.
Pojawia się wakat na stanowisku prezesa w mojej firmie. Ogłoszono konkurs i pada propozycja, złóż kobieto swoją ofertę. Z wielu stron pada to samo zdanie. Wpadam w panikę. 
Po co mi to? 
Już niczego nie chcę? 
Już nie potrzebuję! 
To jest ciężki kawałek chleba! 
Krzyczę do nieba:"Teraz ? Teraz to mnie...."
Z drugiej strony rozum każe, po raz kolejny kierować się rozsądkiem. 
Jestem sama, nie mam żadnego zaworu bezpieczeństwa, co się ze mną stanie, gdy zabraknie mi pieniędzy, o co w dzisiejszych czasach nietrudno.
Składam ofertę.
Przechodzę przez etapy kwalifikacyjne i,,,,,, wygrywam.
JESTEM KRÓLEM
Słyszysz Wojtek! 
Jestem królem!
I chce mi się płakać.
Dlaczego to nie mogło wydarzyć się wtedy, gdy mogło mieć jakiekolwiek znaczenie?
Ktoś dzwoni, gratuluje, ludzie się cieszą a ja zastanawiam się : Co ja tutaj robię?
Po co o tym opowiadam?
Bo cała ta historia ma drugą stronę, ja doszłam tutaj sama, wbrew i pomimo... Po raz pierwszy nie zbuntowałam się przeciwko temu, co przyniosło życie, zaufałam i mam nadzieję, że z tego wyłoni się coś nowego a najważniejsze w tym wszystkim jest to, że idę.
Podjęłam to wyzwanie już tylko dla siebie i nie oddam walkowerem.
Trzymajcie za mnie kciuki, bardzo potrzebuję dobrych intencji, wydaje mi się, że naprawdę przekroczyłam próg reszty SWOJEGO życia. Jak widać, po śmierci dziecka życie nie musi sprowadzać się do układania zniczy na płycie grobowca. To jest bardzo trudne, wymaga dużo, ale.....To da się zrobić a czy podejmiemy wyzwanie od życia, zależy tylko od nas samych. Odnoszę wrażenie, że weszłam w kulminacyjny moment walki o siebie i dużo łatwiej byłoby odpuścić.
Życie wskazuje drogi, przynosi oferty niekoniecznie łatwe. 
Decyzja zawsze leży po naszej stronie.
Zapraszam do rozmowy grupa na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.