10.082.940
minut macierzyństwa
Dokładnie
tyle byłam ziemską, zwyczajną mamą wyjątkowej Oli.
Tak
samo „wyjątkowej” jak każde dziecko dla innej zwyczajnej
ziemskiej mamy.
Takiej
co to wiesz?
Pierze
skarpetki, gotuje zupę i sprawdza słupki.
Opowiada
bajki na dobranoc i pilnuje, żeby nie zgasło światło i jeszcze żeby w
nocy kołdra z łóżka nie spadła.
Dmucha
na rozbite kolano, wyciera zasmarkany nos i boleje nad wredotą Kaśki
z III b.
Pokazuje
Wawel i obrazy w kościołach.
Tłumaczy
świat i kupuje różowe baletki.
Kocha
zwyczajnie, bo tak ją nauczono i zwyczajnie nie potrafi:
zaplatać
francuskich warkoczy
odpuścić
własnych oczekiwań i ambicji
nie
przejmować się tym, co powiedzą inni
śmiać
się do rana
tańczyć
boso i nie patrzeć pod nogi
zachwycać
się rosą na trawie i spać pod gołym niebem.
Taka
zwyczajna matka ogarniająca codzienną życiową prozę.
Mleko
do lodówki, chleb na stole i ciasto na niedzielę.
Prosty
świat, proste zasady i prosty scenariusz na życie.
Pytanie
tylko, czyj to był scenariusz?
Po
10.082.940 minutach ktoś podarł kartki, które trzymałam w
ręce.
Nic
nie wiem, nie rozumiem, nie potrafię.
Nie
wiem, kim jestem!
Cisza
Ciemność
Zmiana
scenografii
Po
kolejnych 1 838 820 minutach na scenie stoi człowiek, kobieta
...ciągle mama Oli
Dzisiaj
nadal nie potrafi zaplatać francuskich warkoczy....
Nie
piecze ciasta na niedzielę, już nawet nie ma piekarnika,
nie
tłumaczy już świata, którego sama nie rozumie,
samotnie
przeżywa obrazy,
na
Wawel już nigdy więcej nie poszła,
ale:
kocha,
chodzić boso po trawie,
potyka
się o krawędzie chodnika, ciągle patrząc w niebo,
tańczy,
krzyczy
do gwiazd, paląc papierosa.
Śpiewa
i zupełnie nie dba o to, co powiedzą inni.
A
scenariusz?
Nie
ma żadnego scenariusza, oczekiwań i ambicji.
Przyjmuje
z wdzięcznością, a przez trudne przebiega truchtem, nie
przysiadając.
Niczego
się nie boi, o nic nie zabiega, codziennie wstając z ciekawością
tego: „Co będzie za tą górką?”
26
maja 2023 minie dokładnie trzy i pół roku nauki bycia mamą Oli „w
niebie”.
To
macierzyństwo jest trudne, inne, niezrozumiałe, ale takie właśnie
jest.
To
jest moje macierzyństwo i takim go przyjmuję.
Już
nie ma we mnie buntu i niezgody na to, co przyniósł los.
Nie
szukam winnych, nie wmawiam sobie przekleństwa ani kary za grzechy
przodków, nie złorzeczę.
Przyjmuję,
skupiając uwagę na tym, jak bardzo bycie mamą odmieniło moje
życie, jak bardzo ukształtowało moje postrzeganie świata, ile
dało i nadal daje powodów do wdzięczności.
Ola
zmarła 26 dnia miesiąca, tym samym łącząc moje „świętowanie”
Dnia Matki w bardzo symboliczny sposób.
Nie
ma znaczenia kto komu i gdzie zaniesie w ten dzień kwiaty, nie ma
znaczenia czy kupię kolejną bajaderkę, nie ma znaczenia czy zapalę
znicz, czy kadzidło. Ważne jest jedno, jestem mamą Oli i to się
nie zmieniło, a ona żyje we mnie, obok mnie i ze mną mimo tego, że
moje życie spokojnie już płynie dalej.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.