piątek, 22 grudnia 2023

CO Z TYMI ŚWIĘTAMI?

 


Cicho, cicho, cichuteńko....
Piąte święta po końcu świata.
Jakie będą?
W jakim miejscu swojej drogi bez Oli jestem dzisiaj?
Kolejny moment na to, żeby powiedzieć: „sprawdzam!”
Boli?
Nie boli?
Mogę podejść bliżej?
Czy znajduję w sobie przestrzeń do tego, żeby wpuścić Boże Narodzenie?
Ucieknę?
Nie ucieknę?
Odwrócę głowę, zakrzyczę w sobie, zapadnę się na dno?
Od kilku dni mierzyłam się ze służbowymi spotkaniami wokół opłatka. Rozmowy o przygotowaniach do świąt, życzenia, radość i świąteczne zamieszanie były wyzwaniem, ale zdałam sobie sprawę z tego, że nie chcę, żeby kiedykolwiek, ktokolwiek z mojego powodu poczuł się w święta niekomfortowo. Chciałam w to wejść, chciałam w pełni uczestniczyć i myślałam, że robię to z szacunku dla zespołu ludzi, z którymi pracuję.
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy dotarło do mnie, że uśmiecham się już nie z grzeczności, że życzę im naprawdę z serca wesołych świat, że nie bolą mnie opowieści o barszczu i lepieniu uszek. Poniosło mnie. Fala dobrej energii, którą oprócz opłatka przynieśli ze sobą, przeniosła mnie w krainę „Boże Narodzenie”. Nie bolały opowiadania o wnukach i dzieciach, o ubieraniu choinki i pieczeniu ciasta. Powodowały refleksję, ale nie zepchnęły na dno.
Dlaczego?
Wielu powie, że czas leczy rany, ale ja myślę inaczej.
Po raz kolejny dokonałam wyboru.
Chciałam spróbować, zakładając z góry, że nie ucieknę. Przestałam bać się bólu, nie boję się łez, wiem, że nic złego mi się nie stanie, a to, czego doświadczam w danej chwili, jest tym, co ma się wydarzyć. Wszelkie próby odwlekania zdarzeń w czasie albo unikania ich na niewiele się zdają.
Próba ucieczki to tylko odwleczenie bólu w czasie. On i tak nas dopadnie, nie można uciekać w nieskończoność a ucieczka to tylko niepotrzebna strata energii.
To bardzo niepopularna teza, ale życie naprawdę nie zawsze jest tylko szczęśliwe. Wchodząc w dobry, radosny okres w życiu robimy to, nie zachowując rezerwy, a gdyby tak w ten sam sposób wchodzić w wydarzenia trudne?
Spróbowałam, nie po raz pierwszy i uważam, że znalazłam swój sposób na dalszą drogę. Puściłam swoje przywiązanie do przekonania, że los doświadczył mnie w sposób wyjątkowo okrutny. Zamiast myśleć: „nie ma Oli” myślę o tym, jak bardzo jestem wdzięczna, że mogłam siadać z nią przez osiemnaście lat przy wigilijnym stole, że cała nasz rodzina do dzisiaj słyszy jej śmiech przy choince i że miałam dla kogo gotować barszcz a moja mama lepić kluski. Możliwość opiekowania się jej życiem to był największy dar, jaki dostałam od życia i chcę czuć wdzięczność, a nie złość i pretensje. Jeszcze nie w tym roku, ale coraz mocniej kiełkuje we mnie potrzeba nakrycia do stołu w ten wyjątkowy wieczór w roku i zaopiekowania się życiem..... Tym razem swoim.
Dużo spokoju i miłości z okazji nadchodzących świąt życzę każdemu. I temu, który już może usiąść do wigilii i temu, któremu dzisiaj jeszcze wydaje się, że już nigdy tego nie zrobi. Niech to będzie spokojny czas dla nas wszystkich, a jak pojawi się łza, to pomyślcie, że to bardzo niewysoka cena za miłość, która jest warta znacznie więcej.


grupa na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161?locale=pl_PL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.