piątek, 4 października 2024

ZAPOMINAM

 


Zapominam...
Zapominam Cię,
 odchodzisz powolutku. Wspomnienia blakną, zdjęcia tracą dawną energię i stają się "martwe". Nie przywołują już zapachów, dźwięków i nastrojów. Patrząc na nie, coraz trudniej przychodzi mi odnalezienie w sercu ich „żywych” odpowiedników. Nie powodują płaczu, ale nie wywołują również uśmiechu. Jak stary urwany w połowie film, oglądany wiele razy, niczego nowego już nie przyniesie. Bywa powodem refleksji nad własnym życiem, ale nie dotyka zbyt mocno. Od pewnego czasu najczęstszą moją emocją jest spokój.
Przyglądam mu się uważnie, zastanawiam się na tym, czy może być trwały i staram się go ochronić.
Tak chyba ostatecznie wygląda akceptacja.
W ten sposób po raz kolejny żegnam się z Tobą, pozwalając Ci odejść.
Ceną za resztę mojego życia w pogodzeniu z losem jest zgoda na odejście od urny.
Tym razem znacznie dalej i w zgodzie z prawdą. Moja prawda dzisiaj to prawda o zapominaniu i prawda o zgodzie na ulotność. Prawda o przemijaniu i prawda o tym, że przeszłość jest martwa, a życie w niej boleśnie okrada mnie z teraźniejszości.
Niebawem minie pięć lat, których większą część oddałam żałobie. To był czas mojej największej życiowej zmiany, największa i najdroższa lekcja, jaką w życiu odrobiłam. Czas odkrywania własnego cienia i prawdy nie tylko o tym, co bezpieczne i wygodne, czas poszukiwania i odnajdywania odpowiedzi, czas burzenia i budowania na nowo, czas buntu i pogodzenia.
Pięć lat temu zadałam pytanie: „Co dalej?”
Czy znalazłam odpowiedź?
Wiem, kim jestem i kim nie jestem, wiem, czego chcę w życiu i na co już nigdy sobie nie pozwolę, wiem którą ścieżką chciałabym pójść, wierząc, że to właściwy wybór. Przestrzeń, którą otwarła we mnie Pani Hydra, przyniosła świadomość własnych możliwości i ograniczeń, a przede wszystkim pokazała mi, czym jest moc w człowieku. Po doświadczeniach ostatnich lat jestem przekonana o tym, że rodzimy się kompletni. Wyposażeni we wszystko, co do życia jest potrzebne. Mamy w sobie  siłę o istnieniu, której, przez większą część życia najczęściej nie mamy pojęcia. Ja o tej potędze we mnie i o tym, że jak się człowiek uprze, to z najcięższej sytuacji wyjdzie o własnych siłach, nigdy wcześniej nie myślałam. Z tą świadomością i z przekonaniem, że najgorszy dzień w życiu mam już za sobą, z całą wiedzą, w którą wyposażyła mnie żałoba nieśmiało, ale ufnie patrzę przed siebie. Wiem, że tej reszty życia nie chcę opierać na byciu „aniołkową mamą”. Nie chcę, żeby jedynym faktem, z którym ktokolwiek będzie mnie łączył, był fakt, że umarło moje dziecko. Z tej śmierci urodził się zupełnie nowy człowiek i niech mu będzie dane zapracować na inną niż traumatyczne macierzyństwo stronę swojej tożsamości. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że wszystkie potrzebne do tego „narzędzia” i wiedzę już mam, doszłam do momentu, w którym jestem już na to gotowa i tylko ode mnie zależy czy dopiszę zupełnie inną część swojej historii. Odzyskanie poczucia sprawczości w życiu to był ostatni puzzel tej układanki. Żałoba nauczyła mnie płynąć z prądem, ale brak oporu to nie jest to samo, co zaniechanie jakiegokolwiek działania. Prosiłam wszystkich Bogów, jakich świat wymyślił o pomoc, do czasu aż dotarło do mnie, że przecież mam już wszystko, co jest potrzebne i tylko ja mogę zdecydować, co z tym zrobię. Stoję wyposażona w tak dużo i na co jeszcze czekam?
Myślę, że dzisiejszy wpis jest jednym z ostatnich na tym blogu i pora na zadanie kolejnego pytania: „Co dalej?ale jest to już zupełnie inne pytanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.