„Czy ma Pani więcej dzieci?”
Pytanie pełnomocniczki podejrzanego o spowodowanie śmierci Oli. Pytanie skierowane do mnie, podczas kolejnego, koszmarnego przesłuchania na policji. I głos zaprzyjaźnionego prawnika w głowie, daj mi do cholery to pełnomocnictwo, już, teraz natychmiast! Pozwól sobie pomóc!
Pomóc ofierze przestępstwa? To ja wymagam pomocy? Ja wierzę w sprawiedliwość! Mnie się to w głowie nie mieści!
A jednak.....
„Czy ma Pani więcej dzieci?” ….
O czym Ty mówisz kobieto?
O co ty mnie pytasz?
Jakie to ma znaczenie?
Kolejna, tak absurdalna sytuacja od śmierci Oli, że budząc się rano muszę się długo zastanawiać, czy była realna.
Wielokrotnie musiałam „odłożyć” ją na bok, żeby wreszcie ochłonąwszy trochę móc się z nią zmierzyć.
Mam jeszcze syna, Ola ma o dziesięć lat starszego brata i co w związku z tym?
Zastanawiając się nad tą sytuacją ,dociera do mnie, że ona nie była odosobniona, że wiele osób usiłuje pocieszać mówiąc: Masz jeszcze dzieci, masz dla kogo żyć.
A mnie wtedy chce się krzyczeć: To wskaż któreś swoje, którego najmniej będzie ci żal.... o którym możesz pomyśleć, że nic takiego by się nie stało, gdyby akurat ono umarło.
Potrafisz?
Myślę, że każdy normalny rodzic, ma w tym momencie ciarki na plecach i nie potrafi sobie nawet wyobrazić takiej sytuacji.
Podobnie pocieszenie mamy, której dziecko zmarło przed urodzeniem: „Będziesz jeszcze miała dzieci.... „
Czy ją ta śmierć, nawet gdyby miała jeszcze dziesięcioro mniej boli?
Mnie się wydaje, że nie.
Myślę, że ona nigdy nie przestanie żyć, ze swoim wyobrażeniem, jakie to dziecko by było, jakby rosło, ile radości wniosłoby w jej świat.
A patrząc na te żyjące, może jej być jeszcze ciężej nosić w sobie to wspomnienie, niespełnionego macierzyństwa.
Więc może zanim będziemy kogoś pocieszać w ten sposób, zanim we własnych głowach poukładamy, że to jest mniejsza tragedia, jeżeli zostały jeszcze jakieś dzieci, to zastanówmy się dobrze, bo to nie jest prawda.
Takie twierdzenia, mnie osobiście, ranią jeszcze bardziej.
Pomijam już fakt, że nie mamy pojęcia o życiu, o relacji, o czymkolwiek.
Każda żałoba, dla osoby, która jej doświadcza, jest jakimś końcem świata, świata, w którym żył do tej pory. Ból jest niemierzalny i każdego, jego żałoba, ta przeżywana teraz, boli najbardziej, nie można tego ani porównywać, ani umniejszać tylko dlatego, że coś nam się wydaje.
Lepsza jest szczera, czasem nawet niema obecność, niż takie pożal się boże argumenty.
Jeżeli uważacie podobnie, lub może zupełnie inaczej, to podzielcie się ze mną, bardzo proszę.
https://www.facebook.com/groups/649537065904161/

Podpisuje sie tez pod tym co napisalas. Juz lepiej byc milczacym obecnym niz wypowiadac takie bzdurne pocieszenia. Agato, to co ty piszesz, opisujesz, co odczuwaszi o tym piszesz, czuje podobnie jak napewno kazdy kto przezywa zalobe po stracie ukochanej osoby, dziecka, meza, matki, zony.....dziekuje ci ze potrafisz to wszystko odpowiednio nazwac , opisac, I przekazac. Moge zapytac, kim jestes? Co robisz w zyciu zawodowym ? Jestes ciekawa osoba. Pozdrawiam I dziekuje za twoje tutaj wpisy ktore nam przekazujesz.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, że czytasz. A pytanie kim jestem to temat na dosyć długą opowieść. Żeby kupić chleb do domu, robiłam w życiu dużo różnych rzeczy. Od 25 lat pracuję w małej spółdzielni mieszkaniowej i zarządzam nieruchomościami. Ale, chyba "od zawsze" pracowałam dodatkowo, robiąc to i owo, przez parę lat dorabiałam w biurze rachunkowym, a jak już nie miałam siły pracować "głową" po wiele godzin dziennie, to dorabiałam w sklepie, zarządzałam nieruchomościami komercyjnymi, sprzątałam biura a potem prywatne domy. To ostatnie bardzo polubiłam, ponieważ zostawia przestrzeń dla myślenia, nie stresuje, a ludzie otwarci, mądrzy i ciekawi. Mam już trochę lat więc robienie czegoś innego niż siedzenie za biurkiem jest dla mnie dobre. Z wyboru miałam być nauczycielem nauczania początkowego, ale w mojej młodości praca w szkole, nie pozwalałą na godziwe życie, więć trafiłam tu gdzie jestem teraz i tak zostało. Gdyby moje życie potoczyło się inaczej to pewnie zrobiłabym wszystko, żeby otworzyć malutkie bistro, takie rodzinne miejsce, w którym dobrze się karmi. Bardzo lubię gotować i od zawsze miałyśmy z OLą takie marzenie, knajpka w której będzie miło rodzinnie i pysznie, tak jak w małych restauracjach na południu Włoch. To ostatnie to oczywiście marzenie, na które nigdy nie miałam pieniędzy i które przyjdzie mi zrealizować już w przyszłym życiu.
Usuń