„Czy rozpoznasz mnie, gdy spotkamy się w Niebie?
Czy uścisnę Cię, gdy spotkamy się w Niebie?”
Tak zaśpiewał Eric Clapton, po śmierci swojego czteroletniego synka.
Słuchając tego utworu ,siedząc po raz kolejny na murku, nachodzi mnie myśl, że rodzimy się ze śmiercią.
W dniu naszych ziemskich narodzin, wiadomo o nas jedynie to, że umrzemy i że nikt nie wie, ile życia będzie mu dane.
Oczywistym jest, że utarty w naszych głowach naturalny porządek rzeczy, zakłada pełne „koło istnienia tu na ziemi”.
Jestem córką, potem będę matką, a potem babką i może nawet prababką.
Moje życie ma sens tylko wtedy, kiedy ktoś po mnie zostanie.
Nad moją urną westchną, może zapłaczą, ale powiedzą: „ Przeżyła swoje lata”.
Nikt specjalnie dziwił się nie będzie.
Po śmierci Oli, czułam się przeklęta, przez Boga, przez los, przez złą karmę. Może to kara? Może jestem bardzo złym człowiekiem, bardzo złą matką, skoro akurat moje dziecko odeszło? Przecież dzieci nie umierają......
Ale czy na pewno?
Im dłużej siedzę na murku, tym więcej osieroconych rodziców sobie przypominam. I tych najbliższych i tych z pierwszych stron gazet.
Dociera do mnie, że w mojej rodzinie w każdym pokoleniu umierały dzieci i te całkiem maleńkie, jeszcze nienarodzone i te starsze i te, które jak Ola dopiero wchodziły w dorosłe życie. Osieroconymi mamami były ciotki, babka i prababka, potem teściowa.
Temat był tak trudny, że praktycznie się go nie poruszało, swoiste tabu w rodzinie.
Na ile zmieniło wszystkie te kobiety?
Nie wiem, nie mam pojęcia jakimi ludźmi były, zanim los tak ciężko je doświadczył.
Mam koleżanki i kolegów którym umierały dzieci, a szukając informacji na ten temat, znajduję tak wiele tragedii, wśród znanych tego świata, że aż nie mogę w to uwierzyć.
Dzieci umierały i umierają, tak to jest i nie mogę tego żadną miarą odrzucić.
Więc może błędne jest założenie, że dożyjemy do późnej starości? Że tylko starość „usprawiedliwia” śmierć. Dziś myślę, że to nasze oczekiwania, to niespełnione marzenia. To nie przyjęcie do świadomości, że należy w życiu spodziewać się wszystkiego, bo tak naprawdę niewiele od nas zależy, powoduje ten ogromny smutek, bunt i niemożność pogodzenia się z tragedią.
Życie łamie daną obietnicę, tak myślałam, tylko czy życie coś mi obiecało?
Czy miałam prawo zakładać długie i piękne życie?
Nie! Bo to wcale nie jest naturalny porządek. Naturalne jest tylko to, że rodzimy się ze śmiercią i im wcześniej to do nas dotrze, tym lepsze może być nasze życie.
Wczoraj już było a jutra może nie być, jest „teraz”. Nigdy nie będziesz wiedział, kiedy po raz ostatni przytulasz drugiego człowieka nie ma żadnego znaczenia ile lat ma ten człowiek. Więc doceń każdą najmniejszą chwilę, "przystań" nad drobiazgiem, nie pędź, uciesz się i nie odkładaj siebie na później.....
Patrząc wstecz, na to jak żyła Ola, to wiem, że właśnie tego powinnam się była od niej uczyć, właśnie tego.....
Zapraszam do podzielenia się swoją refleksją
https://www.facebook.com/groups/649537065904161

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.