czwartek, 19 listopada 2020

CO DALEJ ? - po roku

 


Nie mam odwagi, żeby odejść, ani siły do tego żeby żyć.

To zdanie, w takiej lub podobnej formie, bardzo często pojawia się w moich rozmowach z osobami, które doświadczają ciężkiej straty.

Doskonale wiem, co czuje i o czym mówi rozmówca, ponieważ w mojej głowie, jak mantra, od roku powraca ta sama myśl.

Po wielu godzinach spędzonych na murku, już wiem, że zabić siebie nie umiem, jestem tchórzem i zwyczajnie nie potrafię. A jeżeli, w pewnym sensie „wybieram” życie, to nie mam innego wyjścia, tylko muszę nauczyć się wszystkiego od nowa.

Ok, to już wiem, ale co dalej?....

Nie bez przyczyny, właśnie taką nazwę nadałam grupie osób doświadczających straty, w założeniu chciałam znaleźć odpowiedź na tak zadane pytanie.

Przez rok szukałam sposobu na wyjście poza krąg traumatycznych doświadczeń, żeby móc na powrót odetchnąć bez bólu i żyć dalej.

Wyjście poza krąg.... Ale czy o to chodzi?

Przecież to byłoby tak, jakbym wpadła do oceanu, który mnie sponiewiera w lodowatej wodzie, przydusi, zniszczy, ale w końcu ponownie wyrzuci na ten sam brzeg, a ja otrzepię piórka, wstanę i wrócę do swojej bajki.

Potrzebowałam roku na zupełną zmianę perspektywy, dzisiaj, w znacznym stopniu dzięki konfrontacji z żałobą innych, już wiem, że to zupełnie nie tak.

Dzisiaj wiem, że wprawdzie trauma wrzuca nas do tego lodowatego oceanu, w którym najpierw strasznie cierpimy walcząc o to, żeby nie utonąć. Przyduszeni, wyczerpani zziębnięci usiłujemy wypłynąć na powierzchnię, potem zupełnie już bez siły, spokojnie dryfujemy, aż w końcu, wcześniej czy później, zostaniemy wyrzuceni na brzeg....

Wylądujemy na bezludnej, dziewiczej wyspie, kompletnie nieprzygotowani do życia w nowych warunkach.

To nie będzie brzeg naszej starej rzeczywistości, to będzie brzeg zupełnie innego jutra.

Otworzymy oczy i co dalej?....

Wyczerpani, przerażeni my – nie my, nic o sobie nie wiemy, wszystko to, czego nauczyliśmy się do tej pory o sobie i dla siebie przestaje być warte czegokolwiek.

Otworzysz oczy i wstaniesz? Czy jednak umrzesz? W głowie chaos, strach, brak siły i wiary w siebie oraz swoje możliwości, ale gdzieś na dnie tej rozpaczy i bólu, nieśmiała myśl: ale przecież żyję.... 

to co dalej?

Czy w takiej chwili będziesz myślał, o tym co będzie za rok, za dwa, za trzy? Czy może skupisz swoją uwagę na tym, że jest Ci ciepło i już bezpieczniej? Że może dasz radę usiąść, a może nawet wstać ? A może wstałeś, ale to było za dużo, więc znowu siadasz i spokojnie patrzysz na ocean. W końcu, za którymś razem wstaniesz i pójdziesz, najpierw w poszukiwaniu wody, potem może czegoś do jedzenia, dachu nad głową....

Ile razy przysiądziesz po drodze? 

Jak bardzo to będzie bolało i ile wysiłku kosztowało? 

Jak długo  to potrwa? 

Jak dużo będziesz musiał się nauczyć? 

Czy ocean wyrzuci na Twoją wyspę jeszcze innego życiowego rozbitka? 

Czy może przypłynie szalupa ratunkowa?

Nie wiem, ale po co Ci te odpowiedzi i tak nie masz nic innego do wyboru i na dodatek nigdzie Ci się nie śpieszy. Zaczynasz wszystko od początku.

Od czego? Moim zdaniem, od poznania siebie, bo nie jesteś już osobą z tamtego brzegu. Uczysz się swoich reakcji, możliwości, przekonujesz o swojej sile i mądrości życiowej. Codziennie małymi krokami budujesz resztę swojego, zupełnie nowego życia, w zupełnie nowej rzeczywistości. Mówisz, że nic cię nie cieszy?

Niczego nie chcesz?

Nie masz siły?

Ok ... a czujesz ciepło letniej kąpieli? Słyszysz spokojny szum wody? Czujesz zapach mydła? Czasami, to właśnie wystarczy, żeby dotarło do nas, że czujemy już nie tylko ból, że przeżyliśmy, ja poczułam smak truskawek, który mi to uświadomił.

A co dalej?

Nie wiem, ale czy ktoś wie? ….

Ja spróbuję usiąść na tym brzegu nowego jutra, nowej siebie a czy Ty usiądziesz tam ze mną?


Zapraszam do rozmowy opowiedzcie o swoich malutkich „wielkich” krokach w budowaniu jutra

https://www.facebook.com/groups/649537065904161



4 komentarze:

  1. To nie tchórzostwo to prawdziwa odwaga żyć i chociaż nie ma monopolu na wiedzę ani skłonności mówienia nikomu jak ma myśleć to akurat tu uzurpuję sobie do tego prawo. W moich oczach jest Pani prawdziwą bohaterką taka z krwi o kości!

    P.S
    Tak z ciekawości i czysto teoretycznie gdyby to bistro było to co by było takim top of the top jeśli chodzi o menu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za dobre słowo, całe życie musiałam być bardzo silna, tak wyszło i chyba własnie te trudne doświadczenie wcześniej wyhodowały moją dziwną siłę, którą inni czasami utożsamiają z bohaterstwem. A ja tak naprawdę jestem już tak bardzo zmęczona byciem silną, że od pewnego czasu zastanawiam się czy siła to dobra cecha.Chciałabym raz w życiu móc pozwolić sobie na słabość. No ale życie jest różne, mnie trafiło się takie. A co do bistro, to w zasadzie mogłabym chyba gotować wszystko, bo bardzo to lubię, uwielbiam karmić ludzi, cieszę się jak smakuje i zawsze najbardziej martwię się żeby ktoś nie był głodny. Od roku eksperymentuję z kuchnią wegetariańską, ale to nie każdy lubi. Gdybym miała wybrać i postawić na jedną pewną potrawę, która zawsze, znikała w moim domu to chyba bogracz z ręcznie robionymi małymi kluseczkami i domowym chlebem żytnim. Kiedyś myślałam, żeby to były same zupy, bo też wszyscy lubią a repertuar nieograniczony. Można zjeść szybko i wziąć do domu. Ale w ostateczności chyba próbowałabym różnych rzeczy stawiając na stałych klientów, którzy polubiliby to co gotuję, tak jak lubią to odwiedzający mój dom. Ważne żeby było prawdziwie, z intencją i żeby pachniało :-) Ale to już w następnym życiu...

    OdpowiedzUsuń
  3. I nie mam nawet zamiaru namawiać do zmiany zdania, podając setki powodów, żeby spróbować- a znalazłabym bym je bez wątpienia. Sama nie lubię słuchać, mów motywacyjnych, dobrych rad ani tego co będzie dla mnie lepsze. Im bardziej ktoś na mnie naciska tym bardziej jestem na nie, więc sama stronie od takich pogadanek.

    Pokazanie słabości to też oznaka siły. Ciężko się przyznać przed innymi i samym sobą, że nie jest się wcale takim silnym tak samo jak nie łatwo jest prosić o pomoc. Czasem trzeba sobie pozwolić na gorszy dzień, na nie robienie nic, smutek i płacz byle by był to chwilowy spadek formy, nie permanentny stan...
    A odnośnie gotowania dowiedziałam się właśnie czegoś nowego bo pojęcia nie miałam ze jest coś takiego jak bogracz do teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogracz jest pyszny :-) Bardzo dziękuję, za zdobingowanie do kolejnych refleksji ....

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.