Nie
śpimy pod jednym dachem, a budzimy się razem.
Fenomen
bycia mamą po Twojej śmierci pozwolił mi zrozumieć najgłębszy
sens powiedzenia, że macierzyństwo to jak tatuaż na twarzy.
Skąd
wiem, że nigdy nie przestałam być mamą? Miłością do Ciebie na
zawsze mam wytatuowane serce.
Pierwszy
symbol to „Calineczka”. Moja mama tak Ciebie nazwała, widząc po
raz pierwszy kruszynkę, która właśnie przyszła na świat.
Pamiętam, jak pachniałaś, jak wyglądałaś, jaka byłaś maleńka
i jak bardzo cieszyłam się, że jesteś.
Następny
tatuaż na moim sercu to mała rezolutna dziewczynka, której bardzo
szybko wyrosły „dyskusyjne zęby”. Duże wiecznie ciekawe oczy,
dwa blond kucyki i roześmiana buzia, która ciągle zadaje pytania.
Pamiętam swoje zakłopotanie w chwilach, w których tak trudno było
znaleźć odpowiedź „na miarę” Twojego wieku. Pamiętam ciepła
malutką dłoń w mojej i wspólną codzienną wędrówkę,
Pamiętam...
Kolejny
symbol na moim sercu to glany. Okropne ciężkie buciory, na które
nie mogłam patrzeć, a które Ty pokochałaś miłością ogromną.
Jestem kobietą z wytatuowanymi na sercu wysokimi glanami z
czerwonymi sznurówkami. Pamiętam.... Pamiętam, jak bardzo chciałam
zrobić Ci prezent pod choinkę i za cała świąteczną premię
kupiłam te buty. Uważam, że były to najlepiej wydane pieniądze w
moim życiu. Radości,która wróciła do mnie wtedy, nic nie
zastąpi. Jestem przekonana, o tym, że gdybym tego nie zrobiła, to
żałowałabym do końca życia, Te glany przeszły z Tobą wiele
rajdowych szlaków, raniąc stopy, zostawiając blizny i siniaki,
jednocześnie otwierając głowę, ucząc wrażliwości, tolerancji i
budowania relacji z ludźmi, których wielu zostawiłaś mi „w
spadku”.
Na
moim sercu wytatuowany jest plecak i torba podróżna, są książki
i psy, są kolczyki i papierosy, jest też wytatuowana na lewym
przedramieniu trumna. Pamiętam... Pamiętam naszą rozmowę, wtedy
gdy mi ją pokazałaś po raz pierwszy. Miałam nadzieję, że kiedyś
wyrosną z niej kolorowe kwiaty i Ty mi to wtedy obiecałaś.
Obietnicy
nie dotrzymałaś, życie miało dla nas inny scenariusz. Kwiaty już
nigdy nie pojawią się na Twojej ręce. Odeszłaś, ale... Bicie
mojego wytatuowanego serca niczym nie różni się od tego przed
końcem świata. Byłam mamą 24.09.2000, byłam 26.11.2019 i jestem
dzisiaj. W każdej z tych scen mojego macierzyństwa dałam z siebie
wszystko, co mogłam i potrafiłam. Jak każda mama dałam tyle, ile
miałam w głowie, w sercu i w rękach. Zrobiłabym wszystko, żeby kupić dla
nas od życia inną historię, ale tak się nie da. Umarłaś, a ja
nadal jestem Twoją mamą, jak to możliwe? W Dzień Matki dokładnie
cztery i pół roku od Twojej śmierci wciąż kocham Cię tak samo.
Budzę się z Tobą, z Tobą zasypiam i kocham miłością ani
lepszą, ani gorszą, ani trudniejszą, ani łatwiejszą, ani
mądrzejszą, ani głupszą, po prostu kocham, a na moim sercu Ty
ciągle tatuujesz kolejne symbole. Jak co roku z okazji jutrzejszego
święta los chichocząc,zapyta :zamierzasz świętować czy
celebrować rocznicę ? Jestem już w zupełnie innym miejscu niż
cztery lata temu. Nie muszę wybierać, nie chcę odwracać uwagi, ani uciekać, nie chcę tonąć w żalu. Będę świętować i palić kadziło, Będę
dziękować za każdy najmniejszy nawet ślad na moim sercu, a na
koniec podziękuję wszystkim, którzy przez cztery lata czytali
mojego bloga, wszystkim, którzy byli, rozumieli, wspierali,
wszystkim, którzy szli obok i podobnie jak ja leczyli poobijane na
tej drodze kolana. Dziękuję Wam z całego serca. Bez Was moja
historia po śmierci Oli prawdopodobnie potoczyłaby się zupełnie
inaczej.
Mamom,
którym jutro zrobi się smutno, przypomnę, że jest na świecie
inna forma obecności, którą nazywamy wspomnieniem.
Zapraszam do rozmowy grupa na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.