czwartek, 31 grudnia 2020

SZUKAJĄC AGATY....

 


Agata – mama Oli

I tak przez 20 lat

Agata – mama tej Oli, która umarła

I tak od roku...

„aniołkowa mama”

matka w żałobie

mama......

Siedząc na murku, uporczywie szukając sposobu na zbudowanie nowej rzeczywistości, nie chcę dopuścić natrętnej myśli, która z racjonalnego punktu widzenia, mnie samej wydaje się obrazoburcza.

Jestem matką.....

Jestem matką w żałobie, cierpię, płaczę, umieram z tęsknoty, miewam stany depresyjne, coraz gorzej wyglądam i czasami zwyczajnie sobie nie radzę.

Paradoksalnie, świat odpowiada, że to jest ok, to tak ma być, taki jest akceptowalny społecznie schemat: jeżeli przeżyjesz, to i tak mottem Twojego dalszego życia, będzie jedynie strata....

A ja, siedzę na murku i myślę, coraz częściej, że ja tak nie chcę!

Nie ma we mnie na to zgody, ja chcę znaleźć w sobie siłę, żeby wyjść z tej matni.

Mamą Oli byłam, jestem i będę zawsze. Miłość do niej żyje we mnie i nie ubyło jej ani o kropelkę, ona umrze dopiero wtedy, kiedy ja umrę, ale.....

Przez pół wieku byłam córką, wnuczką, siostrą, ciotką, kumplem, przyjacielem, pracownikiem i bóg jeden wie, kim jeszcze. Ile sytuacji, miejsc i okoliczności tyle „ról” życiowych do wypełnienia.

Do każdej z nich, niczym na scenę, zakładam inną „sukienkę”. Dzisiaj odnoszę wrażenie, że czasami, równocześnie miałam ich na sobie kilka. Niektórych, nie zdejmuję nigdy, już nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że to tylko „sukienki”, a ja noszę je stale....

Jedne są piękne i szyte na miarę, ale większość okropnie mnie uwiera. Nosiłam, bo tak trzeba, tak mnie nauczono, tak wychowano, przecież nie można inaczej.... Wszyscy noszą....

A gdyby tak odważyć się i zdjąć je wszystkie?

Czy sytuacja, w której postawiło mnie życie, to niewystarczający powód do tego, żeby wreszcie dać sobie do tego prawo?

Czy rozebranie się z tych wszystkich ról życiowych, ten swoisty „restart”, to nie jest szansa na wyzdrowienie?

Przecież, ja nawet nie wiem, kto kryje się pod tymi kostiumami?

Kim jest Agata?

Jakim jest człowiekiem?

W co wierzy?

Co dzisiaj jest dla niej ważne?

Czy na pewno jest taka silna, taka grzeczna i taka dobrze wychowana?

Jak mam zbudować resztę życia, nie znając odpowiedzi na podstawowe pytania?

Jak zbuduję cokolwiek, nie widząc kto jest budowniczym i co chciałby stworzyć?

Mama Oli żyła dla Oli, miała dać jej wykształcenie, start w życiu, doczekać wnuków i pięknie się zestarzeć jako babcia, cieszyć się z Olą, płakać z Olą, pomagać i być z Olą...

Czy utrata tej perspektywy na pewno musi oznaczać, koniec życia Agaty?

Patrzę na swoje zdjęcie z dzieciństwa, uśmiechnięta, rozczochrana, sympatyczna dziewczynka.

Agatka...

Co ona lubi?

Jakie ona ma marzenia?

O co poprosiłaby złotą rybkę?

Kim byłaby, gdyby.....

Patrząc codziennie na fotografie Oli, czuję miłość, zawsze jestem po jej stronie, zawsze z czułością i zrozumieniem, a gdyby z taką samą miłością popatrzyć na tę małą Agatkę?

Gdyby odważyć się powiedzieć: „Poradzisz sobie, bo ja nigdy Ciebie nie zostawię?

Bo zawsze będę po Twojej stronie?”

„Nieważne co zrobisz, nieważne jak bardzo się nie uda, zawsze możesz zacząć od nowa”

„Dopóki los daje Ci kolejny dzień i możliwość wstania z łóżka, to możesz zacząć jeszcze raz, jeszcze sto razy, aż znajdziesz sposób, a ja ci w tym pomogę ”

Dotarło do mnie wreszcie, że masz mi bardzo dużo do powiedzenia, a ja dzisiaj, w ostatnim dniu, bardzo dziwnego roku, obiecuję uważnie Ciebie wysłuchać.

A jak już się poznamy, utulimy i pokochamy, to wtedy zastanowimy się „Co dalej...” i razem tej odpowiedzi poszukamy.


Do podzielenia się tymi refleksjami, potrzebowałam trochę czasu i bardzo dużo odwagi.

Uznałam jednak, że nigdy w tym, co do tej pory napisałam, nie było, ani jednego słowa, które nie wynikałoby wprost z tego co czuję i jak w danej chwili przeżywam żałobę.

Skoro, Wojtek zaprowadził mnie na tej drodze, do takiego właśnie miejsca, to widocznie tak ma być i ja zamierzam się temu poddać. Może to jest sposób.... a może nie, dzisiaj tego nie wiem, ale spróbuję i bez względu na to, jak dalej ten strumień popłynie, szczerze o tym opowiem.

Mam jednak ogromną nadzieję, że to jest właściwy kierunek.

Bardzo proszę napiszcie co o tym myślicie?

Czy ktokolwiek z was, pomyślał, że wyjście z „Matrixa” będzie możliwe, dopiero wtedy, gdy pozwolimy sobie na taki „egoizm”....


Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161




środa, 23 grudnia 2020

PRZYJMIJ ODE MNIE TEN OKRUSZEK....

 


Dzieląc się opłatkiem, dzieląc się chlebem, dzieląc się miłością chciałabym, w ciszy nocy wigilijnej, ten najmniejszy okruszek chleba, wysłać bardzo, bardzo daleko.

Zapewne, pomyślicie teraz, że chciałabym móc podzielić się z moim dzieckiem, gdzieś tam po drugiej stronie światła, ale.......

Czy moje dziecko dzisiaj tego potrzebuje?

Czy nie wie jak bardzo ją kocham?

Czego mogłabym jej życzyć w świecie, w którym zawsze jest szczęśliwa?

Głęboko, na samym dnie Agaty czuję, że wcale nie do nieba, dzisiaj wysłałabym, ten mały okruszek, niosący najszczerszą, najgorętszą i największą moją intencję.

Chciałabym móc podzielić się z drugim człowiekiem.

Chciałabym móc powiedzieć : „nie płacz, będzie w Twoim życiu, jeszcze, jakieś „dalej...”

Jeszcze nie wiem jakie, nie wiem kiedy i nie wiem jak go zbudować, ale mogę poszukać razem z Tobą, jeżeli tylko mi na to pozwolisz.

Chciałabym dzieląc się chlebem, oddać to wszystko, co zbierałam w sobie przez ostatni rok.

Wsparcie, które w postaci empatii, słowa, gestu i całej tony ciepła, było mi dane od innych ludzi.

Wiecie, że dobro to takie dziwne „coś”, co rośnie, wtedy jak się tym dzielimy i rozdajemy.

Im więcej dałam od siebie, tym więcej wracało i wraca, a potem rośnie i robi się „miękkie i puchate” i utula, ratując człowieka, wtedy gdy noc znowu robi się czarniejsza.

Może to banał, wielu powie: „rzecz oczywista”, ale czasami biegniemy za szybko, czasami brakuje nam uważności i czasu, albo nie mamy siły, bo właśnie boli nas za bardzo....

Czasami, po ludzku zapominamy.

Bez względu na wiarę, światopogląd, i miejsce w którym, w życiu dzisiaj jesteś, przyjmij ode mnie ten okruszek, a z nim nadzieję i odrobinę siły, jeżeli, tylko kiedykolwiek, będzie Ci ona potrzebna.

Spokoju i wiary życzę każdemu z was.

Tego, żeby zapach choinki, dźwięk kolęd i smak wigilijnych potraw, przenosił do tych wspomnień, do których będziemy umieli się uśmiechnąć, nawet przez łzy.

Niech w głowie „odpali” się film z przeszłości, ze wszystkich dobrych, pięknych świąt, w których  było słychać śmiech.. 

To wszystko jest w nas i nie oddajmy tych świąt pani traumie.

Z całego serca tego własnie, dzisiaj wam życzę.

A może ktoś będzie miał siłę i ochotę, opowiedzieć taki „film – dobre wspomnienie” „

A może ktoś już potrafi uśmiechnąć się przy wigilijnym stole, bo znalazł na to sposób, albo jest w tej drodze znacznie dalej niż ja?

Serdecznie zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161


wtorek, 22 grudnia 2020

KRAKOWSKI ŚWIT - PO NOCY PEŁNEJ CUDÓW

 

         fot. Dorota Grabowska - Kozak

Nie umiem napisać nawet jednego zdania.

Tyle myśli, tyle tematów, tyle obrazów, układających się w całość.

Siadam na murku, a w głowie czuję tylko zapach z pudełka....

I po co Ci to było Agata?

Już taka spokojna siedziałaś na tym swoim bezludnym brzegu i co?

Musiałaś?

Dlaczego do cholery otwarłaś to wieko?

Pasta do zębów, szczoteczka, krem, drobna biżuteria, leki, amulety, chusteczki, reszta wody toaletowej i szczotka do włosów, a na niej jeden bardzo długi blond włos , świece.....

Takie małe, podręczne pudełeczko, co to: „wezmę sobie tylko na tę jedną noc, a jutro zabiorę resztę....”

Wiedziałam, że tam został zamknięty jej zapach, a w nim zaklęty, zapach mojego szczęśliwego życia.

Co ty sobie myślałaś kobieto, że to hydra odda pole walkowerem?

Że co?

Że uchylisz wieko, a ze środka wyskoczy Dżinn spełniający życzenia?

Co chciałaś sobie udowodnić, że „masz tę moc”?

No to sobie udowodniłaś!

Nie ma co, brawo!

Siedzisz teraz na ziemi i zaczynasz od początku!

Zrozum wreszcie, że z tym nie wygrasz i najlepiej poddaj się i siedź tak do końca życia.

Nawet przyjemne takie otępienie z wyczerpania płaczem.......

No to siedzę....

Mija jedna chwila, druga, trzecia.... pięćdziesiąta trzecia i zaczynam zdawać sobie sprawę, że ja wcale nie chciałam nic sobie, ani tym bardziej, nikomu innemu udowodnić.... Ja chciałam tylko poczuć ten zapach! Nawet za cenę tego strzału od hydry.

Wprawdzie zrobiłam to instynktownie, ale przecież wiem, że żałoba nie odebrała mi zdolności logicznego myślenia.

Wiedziałam co się stanie, doskonale wiedziałam, ale …..

Czy nie poszedłbyś boso na Sybir, gdyby tam czekało na Ciebie Twoje dziecko, a to byłaby jedyna możliwość, żeby jeszcze raz w życiu się do niego przytulić?

Czy nie poszedłbyś po złote runo, żeby ratować najukochańszą osobę na świecie?

Czy przez chwilę, pomyślałbyś, że to może być zbyt trudne?

Odpuściłbyś, ze strachu że będzie bolało?

Nie sądzę...

Dla mnie „dotykanie” wszystkiego, co łączy mnie z z drugą stroną światła, jest właśnie taką wyprawą.

I powiem więcej, po stu pięćdziesięciu trzech chwilach, w końcu wstałam z tej ziemi i żyję, czuję, słyszę i widzę. I ciągle kocham, kocham tak samo...

O co ty hydro, ze mną grasz tak naprawdę?

Co chcesz wygrać?

Chcesz mnie? Ale po co?

Chcesz reszty mojego życia? Weź sobie, ale tego co we mnie jest największą prawdą, miłości do Wojtka nie kupisz, ani nie wygrasz, ani nie wydrzesz....

To może odpuść już sobie?

Przygotowuję święta, nie jest to łatwe, ale wczoraj zdarzyła mi się noc cudów, która dała coś, co nawet trudno nazwać...

Po tej nocy w Krakowie wstał taki świt, jak na zdjęciu.... 

W tym mieście, to nie jest częste zjawisko..

Opowiem o tym w prezencie pod choinkę, już niebawem...

Może komuś też da to nadzieję na jakieś „dalej” w życiu....


Jak radzicie sobie w tym szczególnym czasie przed świętami?

Zapraszam do rozmowy  https://www.facebook.com/groups/649537065904161



wtorek, 15 grudnia 2020

"CO DALEJ?" ZAMIAST "DLACZEGO?"

 

Dlaczego?

Dlaczego Ola?

Dlaczego ja?

Dlaczego teraz?

Dlaczego tak?

Dlaczego nie ktoś inny?

Dlaczego takie rzeczy, w ogóle się zdarzają?

Dlaczego Bóg mnie zostawił?

Dlaczego?

Dlaczego?

Dlaczego?

Ile razy zadałam sobie to pytanie?

Nie wiem, nawet nie próbowałabym tego policzyć.

Pierwsze pytanie jakie pamiętam, po tym co się stało.

Powracające w głowie, jak mantra, z uporem maniaka, pojawia się, w każdej najdrobniejszej sytuacji, w najmniej spodziewanym momencie.

Dlaczego, tego nie oglądasz ze mną?

Dlaczego, nie możesz tego posłuchać?

Dlaczego, nie możesz spróbować tej zupy?

Dlaczego, nie mogę Ciebie przytulić?

Dlaczego, nikt nie okupuje łazienki?

Dlaczego?.....

Nie znam człowieka, doświadczającego straty, który by ich sobie nie zadawał.

Tańczę chocholi taniec, wokół tych pytań, „raz do koła, raz do koła” a pani hydra z boku wystukuje rytm.

Oszaleję od tego, nie mam już siły!

Agata! Ocknij się! Zatrzymaj! Pomyśl!

Przysiadam na murku..........

Żałoba nie odbiera rozumu, jak pomyślisz, to przecież wiesz, że na to pytanie nie ma odpowiedzi.

Próbowałaś, nawet pomyślałaś przez chwilę, że może to kara? Tylko, co Ty musiałabyś zrobić w życiu, Agata, żeby spotkało Cię coś takiego?

Co musiałyby zrobić te wszystkie mamy, które poznałaś, Ci wszyscy ludzie, którzy tak bardzo cierpią....

Sama w to nie uwierzyłaś....

Skoro nie ma sposobu, żeby uzyskać odpowiedź, skoro żadną miarą, tego zrobić się nie da, to może pora to zostawić?

Zaakceptować, uznać za retoryczne i przestać „tańczyć” ten taniec w kółko, bez końca....

Ale jak?

Agata, przecież wiesz, gdzieś głęboko, na dnie serca wiesz, że trzeba „popatrzyć do góry” , zawsze jak staniesz pod ścianą i nie ma już żadnej perspektywy, to trzeba podnieść wzrok do góry.....

Stary, sprawdzony, niezawodny sposób....

Patrzę i co?

Dotarło do mnie, że już jakiś czas temu zrobiłam ten maleńki krok do przodu, instynktownie, albo dzięki tej sile, na którą tak bardzo się obraziłam, albo...

Nie jest istotne z jakiego powodu, ale jest ważne, to co sobie właśnie uświadomiłam.

Przecież, od pewnego czasu częściej zadaję sobie pytanie „Co dalej?...”

A to jest zupełnie inne pytanie..... zupełnie inne.

Nie wkręca mnie w beznadzieję „kołowrotka” bez odpowiedzi.

Moje „Co dalej?...” zmusza do refleksji, do działania, przynajmniej do podjęcia próby zmiany perspektywy...

I najważniejsze, niewiele w nim miejsca na panią hydrę.

Ono niesie ze sobą nadzieję,

Nadzieję, na jakiekolwiek dalsze życie, a hydra tego nie lubi....

Oczywiście, wiem, że ona nie odpuści, ale walka stanie się zupełnie inna, nie będę stała na z góry przegranej pozycji.

Czy znajdę odpowiedź, na tak zadane pytanie?

Nie wiem, prawdopodobnie długa i trudna droga przede mną.

Będzie bolało?

Pewnie, że będzie, ale przecież nie bardziej niż teraz...

Spróbuję, będę się starała, wszelkimi możliwymi sposobami zastąpić w swojej głowie, pytanie: „Dlaczego?”, pytaniem: „Co dalej?”...

A później, poszukam odpowiedzi, krok po kroku, może się uda, a może nie, ale wiem, że tak jak teraz, dłużej żyć się nie da.

Skoro ciągle tu jestem, to muszę w sobie znaleźć odwagę, żeby zobaczyć, po co tutaj zostałam.

Spróbujesz ze mną?

Opowiedzcie co o tym myślicie?

Zapraszam do rozmowy:  https://www.facebook.com/groups/649537065904161






czwartek, 10 grudnia 2020

UGOTUJ ZE MNĄ CZERWONY BARSZCZ...

 


26.11.2019 …....

nie ma mnie

Leżałam prawie miesiąc, tuż przed świętami musiałam wrócić do pracy,

Wyszłam spod stołu, pod którym spałam obok Zorana. 

Mój chleb nigdy nie spadał z nieba, musiałam pracować i dzielić się nim z innymi, takie życie, taki strumień.... Jednych kochają pieniądze, innych praca... ja mam po dziadku, najbardziej pracowitej osobie jaką poznałam w życiu.....

Wracam, a w perspektywie

24.12.2019 – Wigilia

25.12.2019 Boże Narodzenie – narodziny Jezusa Chrystusa......

Dla mnie nie ma takich świąt!

Weź się odczep!

Nigdzie nie idę, nic nie robię, umarłam razem z Olą......

Moja siostra, „mała Dorotka”, ta młodsza, co to masz się opiekować, ustąp bo młodsza, bądź mądrzejsza..... ona prosi: „Przyjdź” na wigilię......

Przyjdź na wigilię

Przyjdź na wigilię......

Przecież ona nigdy nie robiła wigilii.....

Tak bardzo „dorosła”, tak bardzo ogarnia teraz rzeczywistość...

Moja mama – babcia Oli

Moja siostrzenica - ona jest jeszcze taka mała

Lidka – mój najlepszy przyjaciel – chrzestna Oli

im dłużej myślę, tym więcej widzę

Dociera do mnie ogrom tego cierpienia, przecież ono nie tylko mnie dotyczy

Nie tylko ja kochałam Olę, nie tylko ja, teraz leżę na tej ziemi

Oni są ze mną w każdej sekundzie tej żałoby, nadrabiają miną, płaczą ze mną, siedzą obok i pilnują mnie przez 24 godziny na dobę.

Ja niosę tylko żałobę i tę największą na świecie stratę, a oni? Oni mają jeszcze troskę o mnie...

A na dokładkę, te codzienne, zwykłe czynności, ,żeby było „jakoś”

Nie możesz tego „olać” Agata! Nie możesz i już!

W ostatniej chwili, zmieniam zdanie i mówię, że przyjdę.

Nie wiem jak to będzie, nie wiem jaką cenę za to zapłacę, ale przyjdę...

Z wielkim lękiem, z duszą na ramieniu, poszłam...

Nigdy wcześniej, ta rodzina nie była tak blisko, nigdy wcześniej tak bardzo nie potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Nie trzeba było słów, wszyscy wiedzieli patrząc sobie w oczy....

Puste nakrycie – już nie dla wędrowca - przy tym stole usiadła Ola

Jest mi zimno, boję się że nie dam rady i wtedy moja „mała” siostra podje mi barszcz, a w nim zaklęte wszystkie dobre intencje świata, ta wigilijna zupa krzyczy do mnie: „nie umieraj! Proszę... bo ja umrę z tobą”

I staje się cud....

Robi się cieplej i jaśniej, tam wtedy po raz pierwszy....

Dzisiaj siedząc na murku, wiem jedno, to było jedno z najcięższych doświadczeń w moim życiu.

Bolało mnie wszystko, płakały nawet moje rzęsy, ale....

Ja tam, wtedy, przy tym najtrudniejszym stole przy jakim dane było mi usiąść, dostałam najmocniejszego kopa do życia.

Dostałam go od losu, od życia, od bliskich, dla których moje życie coś znaczy, więc....

Nie oddam walkowerem reszty swoich świąt, Pani Traumie.

Zmierzę się z tym wyzwaniem i zorganizuję wigilię.

Ugotuję ten cholerny barszcz i dam radę!

A Ty Hydro spadaj!

Ja zapraszam do stołu moje ukochane dziecko i nie zabierzesz mi tego.

Będę płakać smażąc karpia będę krzyczeć i złorzeczyć, ale nie oddam Ci tego, bo moja „Hulaj Dusza” Aleksandra, kochała ten stół, tę choinkę i te kluski z makiem....

Nie oddam Ci tego za nic! I nie ma takiego bólu, który by mnie odstraszył, więc daruj sobie.

Zanim podejmiesz decyzję, że odpuszczasz- bo nie warto podjąć tego wyzwania, to przystań na chwilkę, proszę przeczytaj to czym chcę się podzielić i zastanów się, czy na pewno chcesz oddać resztę swoich świąt?

Oprócz tego, ze byłaś matką, żoną, partnerką, siostrą.... Jesteś przede wszystkim człowiekiem i masz resztę życia do przeżycia, a jak to zrobisz, to już tylko od Ciebie zależy....

A że boli? Pewnie, że boli, jak cholera boli, przewraca i dobija, ale co z tym zrobię, to wyłącznie moja decyzja.

Staniesz obok mnie przy tych burakach do barszczu?

Zapraszam do rozmowy 

https://www.facebook.com/groups/649537065904161





środa, 9 grudnia 2020

BAŁAGAN W DOMU? ... A MOŻE PORZĄDEK W GŁOWIE?

 


Agata! Ty masz OCD! Sprzątasz i sprzątasz i.... sprzątasz,!

Bolą Cie te brudne okna?

Płaczą Ci te garnki w zlewie?

Jedne spodnie do prania?

Oszalałaś?

Co ty robisz tej ziemi?

Co Ty tam wiesz Wojtek? Co ty tam wiesz?

Dziewczyna może być biedna, może mieć stare, niemodne ubranie, ale musi być czyste i niepodarte....

Babcia mówiła – babcia wiedziała....

Serio?

Ty naprawdę wierzysz w to, że czyste majtki, to sposób na szczęście?

Szczerze zdziwiony, zawsze w dwóch różnych skarpetkach ( bo do pary, to dobierają się łabędzie), w dziurawych jeansach, pytał Wojtek....

Konsternacja..... przystaję na sekundę, ale.... trzeba posprzątać.

Mam 39 stopni gorączki, trzeba najpierw odkurzyć,, potem dopiero się położę.

Zwariuję jak tego nie zrobię.

W głowie mantra:

Jaka z ciebie matka?

Jaka z Ciebie kobieta?

Jaka z Ciebie gospodyni?

Takie nieodkurzone mieszkanie i brudne okna już od tygodnia...

Jednak coś z tobą nie tak!

Nie mów tak do matki! Szacunku trochę!

Agata, ale ja Ciebie szanuję, ale Ty świrujesz!

No to sprzątałam, czyściłam, pucowałam.

Przyjdziesz o 12 w nocy?

Spoko, nie musisz nic mówić, ja mam zawsze posprzątane, żebyś sobie nie pomyślał....

I tak przez 20 lat

Agata!!!!!!!

W jednej minucie świat spada na głowę i gasi światło w moim życiu....

Po roku.... zaczynam widzieć w mroku.

Mieszkam w dużym mieście, okropnym, nieprzyjaznym, nienadającym się do życia Krakowie. Tu wszystko dzieje się za szybkie, wszystkiego jest za dużo i za głośno. Nigdy, nigdzie nie jest cicho i ciemno.

W takim półmroku, gdy wzrok się przyzwyczai widać wszystko.

Podobnie w moim życiu, zaczynam dostrzegać i co widzę?

Wchodzę do kuchni i....

Pełny zlew brudnych naczyń, nie mam już ani jednej czystej szklanki.

Liczę... 8 brudnych talerzy – nieźle jak na jedną babę

Pełny kosz do prania

Pełny kosz do prasowania

Nie schowana pościel

Brudna podłoga.....

To na pewno jest mój dom?

Tu przychodzą goście?

I nikt nie umarł?

Nikt nic nie powiedział?

Długie rozmowy przy stole z różnymi ludźmi i nikt nic?

Nie widzieli?

Byli zbyt dobrze wychowani, żeby zwrócić uwagę?

Ale oni chcieli tu być, rozmowy pozostawały niedokończone bo robiło się bardzo późno...

A może Wojtek miał rację, że to nie o to chodziło?

Ale jak Wojtek taki „malutki”, mógł wiedzieć lepiej, niż babcia, niż prababcia? Nie mógł wiedzieć lepiej,  niż całe pokolenia tych „najkurwalepszych”, bo w czystej halce....

Dzisiaj... mam bałagan w domu i coraz większy porządek w głowie, szkoda mi życia na bzdury, Żałuję chwil straconych na myciu podłogi zamiast rozmowy i wspólnego bycia. Żal każdej sekundy poświęconej prasowaniu obrusa i wycieraniu lustra, żal życia, które uciekło, bo wydawało mi się że mam czas.

Nigdy nie wiemy, kiedy ostatni raz czujemy zapach włosów ukochanej osoby, kiedy ostatni raz czujemy jej ciepło i widzimy jej uśmiech. Dzisiaj już wiem, że nie ma takiej podłogi, która byłaby warta naszej uwagi, ani takiej opinii o nas, która miałaby jakiekolwiek znaczenie. Nic nie jest ważniejsze, niż wspólnie spędzony czas, rozmowa, proste normalne bycie razem...

Szkoda, że tak późno uwierzyłam Wojtkowi, ale skoro uwierzyłam, to może po coś?

Zanim zaczniecie przedświąteczne szaleństwo, przytańcie przez chwilę i pomyślcie, o co tak naprawdę chodzi w tych świętach.

Co jest ważniejsze, tradycja - czyli 12 potraw i tradycyjnie, zamordowana pracą w domu mama, czy może jednak zupełnie coś innego?

Ja, gdybym mogła cofnąć czas......

Dlaczego ja Ciebie dziecko, czasami lepiej rozumiem dopiero teraz?

Taka refleksja, tym razem bez przysiadania na murku, po odłożeniu książki i wejściu do kuchni....

Umyję te kubki, ale już tylko dla siebie....

A jak wasze porządki świąteczne?

Zapraszam do rozmowy https://www.facebook.com/groups/649537065904161






niedziela, 6 grudnia 2020

NA DŁUGOŚĆ WYPALANEGO PAPIEROSA....

 


Nie tak łatwo wygrać w szachy ze świętym Mikołajem.......

Kończąc poprzedni post na blogu, uznałam, że ostatni ruch na szachownicy należał do mnie.

Nie ma już niczego,  co mógłby mi „ofiarować” poczciwy staruszek. Nie ma już sposobu, żeby mógł mnie obdarować.

Gdyby się głębiej zastanowić, to ja już nawet, nic od niego nie chcę.

Nie byłam grzeczna, bo gdybym była, to dostawałabym od życia prezenty a nie cięgi.

Ja myślę, że nie byłam grzeczna, ale ….

"Ciekawe co myśli Mikołaj?"

Dlaczego, akurat to pytanie Oli wróciło jak mantra?

Mój wczorajszy dzień, był bardzo trudny, tym razem nie z powodu żałoby. Żal i smutek zawsze powodują, że dłużej siedzę na murku, a tym razem pobiłam chyba swój rekord. Ja usiadłam, rozmyślając nad życiem, a obok....

Zaczęły dziać się cuda.

Z nieba, za pośrednictwem dobrych ludzi popłynęło w moją stronę tyle pozytywnej energii, tyle ciepła i dobroci, że nie dało się nie zwrócić uwagi w tę jaśniejszą stronę.

Przyjaciel Oli poszedł w góry i zapalił światełko na szczycie – mam mokre oczy

Kobieta, której nigdy nawet nie spotkałam w realnym świecie, poruszona tym że grób Oli został okradziony, własnoręcznie robi stroik i odwiedza na cmentarzu moje dziecko - znowu mokną mi oczy

Inna kobieta, przypomina sobie post o kubeczkach i z dobroci serca kupuje dwa, jeden dla mnie.... oj bardzo się te moje oczy „pocą”

Płaczę, ale nie z żalu, ten płacz wcale mnie nie boli, na sercu cieplej a w duszy jaśniej...

Bank rozbijają rozmowy w grupie na fb.

We wspomnieniach związanych z poczciwym staruszkiem, wszyscy oprócz bólu, gdzieś na dnie serca znajdujemy uśmiech i trochę siły. Ukoronowaniem tych rozmów jest prezent bardzo smutnej mamy dla swojej nieżyjącej córki. Sushi zrobione z taką intencją, że niech mnie ktoś teraz przekona, że Wikusi nie było przy degustacji tej potrawy. Niech mi ktoś powie i niech spróbuje tak to powiedzieć, żeby to było wiarygodne....... Nie ma szans. Ja to wiem, ja to czuję i tyle.

Na dodatek, na dnie serca kiełkuje mi nadzieja, o której opowiem już następnym razem.

A co dzisiaj dałabym Oli? Odpowiedź jest prosta WSZYSTKO!

A czego ona by chciała?

Skoro nie zabrała mnie ze sobą, to widocznie nie chce ode mnie wszystkiego. 

To czego by chciała? 

Będę nadal szukać sposobu na walkę z hydrą, a jak znajdę, to się tym podzielę ze światem.

Będę szukać i znajdę!

Przejdę tę drogę uczciwie, od początku do końca i będę o tym mówić, bo to przynosi ulgę innym, tak jak ich opowieści pomagają mnie.

Tego chciałaby Ola, bo taka była.

A tak bardziej prozaicznie, to ta refleksja jest na długość wypalanego papierosa....

Ja nie palę, nie miejcie mi za złe, ale są takie dni, w których wypalam jednego papierosa z moją córką.

I ugotowałam jej ulubioną zupę, krem z pomidorów z kawałkami pomidorów i chilli, posypany serem cheddar. Fajnie grzeje.

Jak widać moja gra w szachy ze świętym Mikołajem trwa nadal...

Dziękuję wam wszystkim za wszystko, za każdy wpis, za każdą nadzieję, za każdy najmniejszy uśmiech przez łzy, bardzo dziękuję

Opowiedzcie, co wy dalibyście dzisiaj?

Co dostaliście?

zapraszam do rozmowy w grupie na fb https://www.facebook.com/groups/649537065904161




piątek, 4 grudnia 2020

CO TY TERAZ ZROBISZ ŚW.MIKOŁAJU ?

 


Ptaszek „papug”, później nazwany Maciusiem, super kumpel, wprawdzie nie śpiewał, bo okazał się papugą, a one skrzeczą. Widocznie Mikołaja nie było stać, na znacznie droższego, kanarka. :-) Ale jaki to był papug, Pan papug - żaden kanarek nie mógł się z nim równać.

Konik

lalki i domki

klocki

wymarzony rowerek......

Przez wiele lat, co roku przychodził taki dzień, w którym Wojtek stawał przed Agatą ze śmiertelnie poważną miną, szeroko otwartymi oczami i wiadomo już było, że zaraz padnie zasadnicze pytanie:

„Byłam grzeczna?”....

A jak myślisz?

No ja byłam, ale nie wiadomo co myśli Mikołaj.....

Trudno było zachować powagę, bo kto to wie co sobie mógł pomyśleć poczciwy święty o zachowaniu cztero albo pięciolatki.

No ja myślę, że byłaś bardzo grzeczna i powinnaś już napisać list.

Cudowny okres, beztroskiej wiary w przesympatycznego staruszka z siwą brodą, wkręca dorosłych w świat baśni. Dajemy się „ponieść” przez chwilę, w cudowny świat dziecka , szukamy, kupujemy, chowamy, wymyślamy sto pomysłów, żeby „zaczarować” te chwile. A potem, cieszymy się bardziej niż nasze dzieci. To są najlepsze momenty w życiu, są piękne, prawdziwe i radosne. Dzisiaj na to wspomnienie robi mi się ciepło.

Jestem za to wdzięczna, to dostałam od losu i już na zawsze będzie moje. Pielęgnuję na dnie serca i sięgam teraz, w tych najgorszych chwilach, żeby przetrwać. Nawet jeżeli oczy mi mokną to i tak robi się jaśniej.

Przypominają mi się różne obrazy, ale łączy je jedno, roześmiana buzia Oli i iskierki w jej oczach.

Zawsze gdy była szczęśliwa, w jej oczach zapalały się wesołe chochliki.

Dużo dobrego dał mi św. Mikołaj, wtedy tego nie widziałam, nie czułam, nie zdawałam sobie sprawy. Skupiona na tym, żeby przyszedł do naszego domu, tak jak powinien, nie wiedziałam, że tak naprawdę jedyną osobą, do której on wtedy przychodzi byłam ja. Prezenty, które od niego dostałam zabiorę ze sobą na drugą stronę światła

Czyż nie jestem szczęściarą?

Ktoś dostał brylant, ale nie miał komu ofiarować pana „papuga” i nie może kupić za ten swój brylant tego, co ja dostałam w zamian za tego ptaszka, rowerek, lalkę......

A Ty co dostałeś od Mikołaja?

Popatrz na to z mojej perspektywy, a może stanie się magia i przestanie boleć na chwilę.

A jutro z tą samą intencją ofiaruję Oli kwiaty i świece

Tylko żal mi poczciwego staruszka, bo co on teraz może? Co Ty teraz zrobisz Św. Mikołaju?

Szach mat.

Przyjmijcie ode mnie tę refleksję w prezencie mikołajowym.

Zapraszam do rozmowy  https://www.facebook.com/groups/649537065904161





czwartek, 3 grudnia 2020

KTOŚ MI UKRADŁ ROK ŻYCIA...

 
Ktoś mi ukradł kawał życia.....

W mojej głowie, nie ma całkiem sporego kawałka rzeczywistości. Wydarzenia minionego roku, mieszają się, nie tworząc chronologii, giną i tracą znaczenie.

Czas stracił ciągłość......

Nie ma rytmu, ani żadnych ciągów przyczynowo- skutkowych.

Pojedyncze, niepowiązane ze sobą obrazy – epizody, o których nie bardzo wiadomo, kiedy miały miejsce.

Przez pół wieku, normalny rok Agaty, spędzony przeważnie w biegu, sprowadzał się do oczekiwania, na weekend, na święta, na urlop, na....

Życie od – do, wiadomo było że na początku grudnia pora pomyśleć o świętach, o porządkach, o piernikach. Oczywistym było, że Ola zacznie odliczać dni do przerwy świątecznej i odrobiny luzu....

Poczytamy, posłuchamy, pooglądamy i pobędziemy sobie. Wyśpimy się i spokojnie porozmawiamy, albo tylko posiedzimy razem.

Ale kiedy to było?

Ile czasu minęło?

Czy był pod drodze jeszcze jakiś grudzień?

Oczywiście wiem, że był, ale w mojej głowie nie istnieje, tak jak nie istniał styczeń, luty, marzec....

Dzisiaj mojego życia nie wyznacza już nic innego poza 26 dniem każdego miesiąca.

Pamiętam tylko kolejne starcia z hydrą i ciągłą walkę o życie. O swoje nowe życie dalej.....

Czy coś się zmieniło?

Długo myślałam siedząc na murku i jedno jest pewne, straciłam swoją operatywność i chęć do bicia się o cokolwiek. Często przerastały mnie proste rzeczy, nawet nie podejmowałam próby rozwiązywania większości problemów, ale też nie miały one zupełnie znaczenia, Były sobie gdzieś obok, rozpływając się gdzieś poza moją „bańką” .

Jestem spokojniejsza, bo na niczym mi nie zależy.

Z tego samego powodu, niczego się nie boję.

Czuję się wolna dziwnym rodzajem wolności, który wcale nie cieszy.

Czego jeszcze dowiedziałam się o sobie, po roku żałoby?

Łatwo mnie przewrócić, ale jak widać, niełatwo mnie zabić.

Wydaje mi się, że coraz częściej dostrzegam rzeczywistość, dociera do mnie konieczność zmierzenia się z tym co pominęłam, co według mojej oceny było zbyt ciężkie. Wiem, że muszę znowu mocno stanąć na nogi i powoli zacząć wpuszczać do życia sprawy do rozwiązania. Przemyśleć, coś zaplanować, przynajmniej spróbować. Widzę to i czuję głęboko, że powinnam.

Zaczęłam wierzyć w to, że hydra nie da sobie ze mną rady, jeżeli już tyle wygranych w walce z nią mam za sobą, to nie ma czego się bać.

Boli?

Pewnie, że boli, bardzo boli.

Spokój bywa chwilowy i nadal niespodziewane sytuacje potrafią go zburzyć.

Ale coraz częściej czuję też coś innego, zauważam już życie wokół siebie.... Jeszcze nieśmiało, ale potrafię wyjść do ludzi.

Czy tak już będzie?

Czy to może cisza przed kolejną burzą?

Nie wiem, ale gdzieś w głębi serca myślę, że jeżeli nie odpuszczę, nie zmienię kierunku i konsekwentnie wykonam tę pracę nad sobą, to mogę jeszcze mieć szansę na dalsze życie.

Może tak będzie, ale teraz zamierzam walczyć z Panią Traumą o każdy kolejny dzień, bo to jest moje życie i nie oddam jej tak łatwo kolejnego grudnia, stycznia, lutego.....

Miewacie takie „lepsze chwile”?

Czy po jakimś czasie taka sytuacja może już być stabilna?

Podzielcie się swoim doświadczeniem i opinią na ten temat.

Zapraszam do rozmowy      https://www.facebook.com/groups/649537065904161